Skocz do zawartości

Historia edycji

brawos

brawos

Dawno nie było wpisu więc pora na małą aktualizację. Właśnie kończę dwutygodniową batalię (wygraną) z prawdziwym dino. Przerabiam ten sam scenariusz ponownie w kolejnym baniaku. Zawsze jest ten sam schemat: nowy czysty zbiornik z suchą skałą, dodanie kilku ryb, lekkie karmienie wygłodniałych korali z uwagi na zerowe nutrienty i nagle wybuch. Ktoś kto ma dużo cierpliwości i potrafi najpierw w pełni zarybić zbiornik przy gołych skałach straszących przez kilka tygodni czy nawet miesięcy robi lepiej niż napaleńcy wrzucający wszystko na raz. Ja niestety należę do tej drugiej grupy. Zaczątki dino widać już było na wcześniejszych filmikach. Dwa tygodnie temu wybuchło praktycznie z dnia na dzień. Codzienne szorowanie skały niewiele dawało - po spokojnej nocy i czystej skale, kolejnego dnia znowu to samo czyli zwiększający się w miarę świecenia rudy kożuch z bąblami oblepiający wszystko na czele z koralami. Sztuczne dozowanie NaNO3 oraz PO4 zamiast pomagać jeszcze pogarszało sytuację. Postanowiłem więc podejść do tematu bardziej kompleksowo i po dwóch tygodniach po dino pozostały już tylko pojedyncze gluty, które i tak wychodzą dopiero późnym popołudniem więc mają niewiele czasu na rozrost przed zgaszeniem światła. Nie stosowałem żadnej chemii, wody utlenionej etc. bo byłaby to tylko chwilowa walka ze skutkami, a chciałem przede wszystkim wyeliminować przyczynę. Poniżej podaję, co zrobiłem i co pomogło zwalczyć tą prawdziwą plagę, która na szczęście wykosiła mi tylko dwa korale, co ciekawe te bardziej odporne czyli seriatoporę hystrix i caliendrum. Wszystkie inne włącznie z 8 acrami oraz lpsami oprały się zagładzie. Padł jeszcze tylko jeden nassarius.
Jak wiadomo dino często pojawia się przy wyzerowanych nutrientach oraz jednocześnym ładowaniu do baniaka dużych ilości pokarmu w sytuacji, gdy nie jest on jeszcze w stanie takiego ładunku ogarnąć i przerobić. Tak też było u mnie kolejny już raz. Wprowadziłem następujące zmiany:

1. Wyciąłem z sumpa cały przedział filtracyjny z koszykami, skarpetami i watą, a w to miejsce zainstalowałem filtr Clarisea 5000. Szorując dzień w dzień skałę oraz przedmuchując ją z dino zauważyłem, że zarówno zwykła wata z sery, jak i owata, którą stosowałem ma stosunkowo małą wydajność, trzeba ją co chwilę wymieniać, a przy wyciąganiu z koszyka i wyciskaniu z niej wody, większość tego brązowego bigosu wraca do obiegu razem z wodą. Filtr Clarisea, a zwykła, manualna filtracja "waciana"  to niebo a ziemia. Clarisea zbiera cały ten syf, który wracał przy wyciskaniu waty z powrotem do systemu. O wygodzie i uwolnieniu się od często dwukrotnego wymieniania waty w trakcie dnia nie wspomnę.
2. Ograniczyłem czas świecenia do 8 godzin, jednocześnie czasowo rezygnując z wszystkich kanałów poza aktyniką oraz obydwoma niebieskimi.
3.  W związku z tym, iż trzeba było dźwignąć nieco nutrienty by opanować sytuację, a jednocześnie ich sztuczne dozowanie działało na zasadzie dolewania oliwy do ognia postanowiłem podejść do tego trochę inaczej i dorybiłem w dwie doby zbiornik do docelowej obsady. Obcenie jest więc 15 ryb: dwa pokolce (malutki strigosus oraz nieco większy żółtek wpuszczane razem by mały nie został wykoszony - powiodło się i stanowią już zgrany duet), 5 anthiasów, 2 nemo, pterapogon, elacatinus oceanops, maiacanthus grammistes, chrysus, magnifica, chromis. Po raz kolejny obserwuję, że inaczej (w sensie, że w sposób bardziej łagodny) działa "brudzenie" zbiornika przez żywą obsadę niż sztuczne dolewanie NO3 i PO4. Obecnie NO3 wynosi ok. 0,5 ppm, a PO4 0,015. Dino nie reaguje na to (w sumie to reaguje, tylko właśnie w ten pożądany sposób czyli poprzez odwrót), jak przy sztucznym dozowaniu.
4. Na wszelki wypadek ryby karmię tymczasowo płukanymi mrożonkami, zaprzestałem też na jakiś czas karmienia korali.
5. Ograniczyłem fotoperiod w refugium z 16 do 8 godzin. Glony nie przyrastają już w tak szybkim tempie przez co nie zerują całkowicie nutrientów.
6. Stopniowo podniosłem kH do 8,5 (obecnie wróciłem już do 7,5).
7. Poprawiłem cyrkulację poprzez inne ustawienie pomp oraz dołożenie 3 pompy tuż przy podłożu z tyłu za skałami.
8. Wymieniłem węgiel oraz dodałem do reaktora po zeo 500 ml Sery na krzemiany dzięki czemu mogę co jakiś czas potrząsnąć jak kamienie zeo, by oczyścić z detrytusu. W tym samym filtrze znajduje się 750ml pumeksu z AF.
9. Przez cały ten dwutygodniowy okres odsysałem pod koniec dnia dino ze skał oraz dodatkowo przedmuchiwałem je oraz podłoże, tak by przed nocą, a więc ciężkimi godzinami dla dino jak najbardziej utrudnić mu możliwość przetrwania do rana "w zdrowiu". Dodatkowo monitorowałem też tylną szybę zbiornika.

Tak jak wcześniej pisałem obyło się bez chemii, zaciemniania akwa i tym podobnych manewrów. Jutro już chyba dam spokój z przedmuchiwaniem skały. Walka na chwilę obecną w 90% wygrana.

Z innych spraw jakie się wydarzyły to wymiana chrysusa na grzeczniejszy model. Pierwsza sztuka uśmiercała (dla sportu) ślimaki oraz krewetki. Zgładziła dwa nassariusy oraz dwie krewetki czyszczące. Brała towarzystwo w paszcze i uderzała o skały. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Chrysus we wcześniejszym zbiorniku nigdy nie sprawiał mi takich problemów wychowawczych. Ten był chyba zbyt duży w sensie, że żył zbyt długo na wolności i nabrał złych nawyków z ulicy. Warto celować w młode osobniki.
Na tą chwilę to wszystko. Gdy sytuacja całkowicie się ustabilizuje będę kontynuował obsadzanie zbiornika koralami. Poniżej aktualny filmik (ryby spłoszone, a korale pokurczone bo pierwszy raz od dwóch tygodni ujrzały chwilę wcześniej białe światło włączone w celu nagrania filmiku).

 

 

brawos

brawos

Dawno nie było wpisu więc pora na małą aktualizację. Właśnie kończę dwutygodniową batalię (wygraną) z prawdziwym dino. Przerabiam ten sam scenariusz ponownie w kolejnym baniaku. Zawsze jest ten sam schemat: nowy czysty zbiornik z suchą skałą, dodanie kilku ryb, lekkie karmienie wygłodniałych korali z uwagi na zerowe nutrienty i nagle wybuch. Ktoś kto ma dużo cierpliwości i potrafi najpierw w pełni zarybić zbiornik przy gołych skałach straszących przez kilka tygodni czy nawet miesięcy robi lepiej niż napaleńcy wrzucający wszystko na raz. Ja niestety należę do tej drugiej grupy. Zaczątki dino widać już było na wcześniejszych filmikach. Dwa tygodnie temu wybuchło praktycznie z dnia na dzień. Codzienne szorowanie skały niewiele dawało - po spokojnej nocy i czystej skale, kolejnego dnia znowu to samo czyli zwiększający się w miarę świecenia rudy kożuch z bąblami oblepiający wszystko na czele z koralami. Sztuczne dozowanie NaNO3 oraz PO4 zamiast pomagać jeszcze pogarszało sytuację. Postanowiłem więc podejść do tematu bardziej kompleksowo i po dwóch tygodniach po dino pozostały już tylko pojedyncze gluty, które i tak wychodzą dopiero późnym popołudniem więc mają niewiele czasu na rozrost przed zgaszeniem światła. Nie stosowałem żadnej chemii, wody utlenionej etc. bo byłaby to tylko chwilowa walka ze skutkami, a chciałem przede wszystkim wyeliminować przyczynę. Poniżej podaję, co zrobiłem i co pomogło zwalczyć tą prawdziwą plagę, która na szczęście wykosiła mi tylko dwa korale, co ciekawe te bardziej odporne czyli seriatoporę hystrix i caliendrum. Wszystkie inne włącznie z 8 acrami oraz lpsami oprały się zagładzie. Padł jeszcze tylko jeden nassarius.
Jak wiadomo dino często pojawia się przy wyzerowanych nutrientach oraz jednocześnym ładowaniu do baniaka dużych ilości pokarmu w sytuacji, gdy nie jest on jeszcze w stanie takiego ładunku ogarnąć i przerobić. Tak też było u mnie kolejny już raz. Wprowadziłem następujące zmiany:

1. Wyciąłem z sumpa cały przedział filtracyjny z koszykami, skarpetami i watą, a w to miejsce zainstalowałem filtr Clarisea 5000. Szorując dzień w dzień skałę oraz przedmuchując ją z dino zauważyłem, że zarówno zwykła wata z sery, jak i owata, którą stosowałem ma stosunkowo małą wydajność, trzeba ją co chwilę wymieniać, a przy wyciąganiu z koszyka i wyciskaniu z niej wody, większość tego brązowego bigosu wraca do obiegu razem z wodą. Filtr Clarisea, a zwykła, manualna filtracja "waciana"  to niebo a ziemia. Clarisea zbiera cały ten syf, który wracał przy wyciskaniu waty z powrotem do systemu. O wygodzie i uwolnieniu się od często dwukrotnego wymieniania waty w trakcie dnia nie wspomnę.
2. Ograniczyłem czas świecenia do 8 godzin, jednocześnie czasowo rezygnując z wszystkich kanałów poza aktyniką oraz obydwoma niebieskimi.
3.  W związku z tym, iż trzeba było dźwignąć nieco nutrienty by opanować sytuację, a jednocześnie ich sztuczne dozowanie działało na zasadzie dolewania oliwy do ognia postanowiłem podejść do tego trochę inaczej i dorybiłem w dwie doby zbiornik do docelowej obsady. Obcenie jest więc 15 ryb: dwa pokolce (malutki strigosus oraz nieco większy żółtek wpuszczane razem by mały nie został wykoszony - powiodło się i stanowią już zgrany duet), 5 anthiasów, 2 nemo, pterapogon, elacatinus oceanops, maiacanthus grammistes, chrysus, magnifica, chromis. Po raz kolejny obserwuję, że inaczej (w sensie, że w sposób bardziej łagodny) działa "brudzenie" zbiornika przez żywą obsadę niż sztuczne dolewanie NO3 i PO4. Obecnie NO3 wynosi ok. 0,5 ppm, a PO4 0,015. Dino nie reaguje na to (w sumie to reaguje, tylko właśnie w ten pożądany sposób czyli poprzez odwrót), jak przy sztucznym dozowaniu.
4. Na wszelki wypadek ryby karmię tymczasowo płukanymi mrożonkami, zaprzestałem też na jakiś czas karmienia korali.
5. Ograniczyłem fotoperiod w refugium z 16 do 8 godzin. Glony nie przyrastają już w tak szybkim tempie przez co nie zerują całkowicie nutrientów.
6. Stopniowo podniosłem kH do 8,5 (obecnie wróciłem już do 7,5).
7. Poprawiłem cyrkulację poprzez inne ustawienie pomp oraz dołożenie 3 pompy tuż przy podłożu z tyłu za skałami.
8. Wymieniłem węgiel oraz dodałem do reaktora po zeo 500 ml Sery na krzemiany dzięki czemu mogę co jakiś czas potrząsnąć jak kamienie zeo, by oczyścić z detrytusu. W tym samym filtrze znajduje się 750ml pumeksu z AF.
9. Przez cały ten dwutygodniowy okres odsysałem pod koniec dnia dino ze skał oraz dodatkowo przedmuchiwałem je oraz podłoże, tak by przed nocą, a więc ciężkimi godzinami dla dino jak najbardziej utrudnić mu możliwość przetrwania do rana "w zdrowiu". Dodatkowo monitorowałem też tylną szybę zbiornika.

Tak jak wcześniej pisałem obyło się bez chemii, zaciemniania akwa i tym podobnych manewrów. Jutro już chyba dam spokój z przedmuchiwaniem skały. Walka na chwilę obecną w 90% wygrana.

Z innych spraw jakie się wydarzyły to wymiana chrysusa na grzeczniejszy model. Pierwsza sztuka uśmiercała (dla sportu) ślimaki oraz krewetki. Zgładziła dwa nassariusy oraz dwie krewetki czyszczące. Brała towarzystwo w paszcze i uderzała o skały. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Chrysus we wcześniejszym zbiorniku nigdy nie sprawiał mi takich problemów wychowawczych. Ten był chyba zbyt duży w sensie, że żył zbyt długo na wolności i nabrał złych nawyków z ulicy. Warto celować w młode osobniki.
Na tą chwilę to wszystko. Gdy sytuacja całkowicie się ustabilizuje będę kontynuował obsadzanie zbiornika koralami. Poniżej aktualny filmik (ryby spłoszone, a korale pokurczone bo pierwszy raz od dwóch tygodni ujrzały chwilę wcześniej białe światło włączone w celu nagrania filmiku).

 

brawos

brawos

Dawno nie było wpisu więc pora na małą aktualizację. Właśnie kończę dwutygodniową batalię (wygraną) z prawdziwym dino. Przerabiam ten sam scenariusz ponownie w kolejnym baniaku. Zawsze jest ten sam schemat: nowy czysty zbiornik z suchą skałą, dodanie kilku ryb, lekkie karmienie wygłodniałych korali z uwagi na zerowe nutrienty i nagle wybuch. Ktoś kto ma dużo cierpliwości i potrafi najpierw w pełni zarybić zbiornik przy gołych skałach straszących przez kilka tygodni czy nawet miesięcy robi lepiej niż napaleńcy wrzucający wszystko na raz. Ja niestety należę do tej drugiej grupy. Zaczątki dino widać już było na wcześniejszych filmikach. Dwa tygodnie temu wybuchło praktycznie z dnia na dzień. Codzienne szorowanie skały niewiele dawało - po spokojnej nocy i czystej skale, kolejnego dnia znowu to samo czyli zwiększający się w miarę świecenia rudy kożuch z bąblami oblepiający wszystko na czele z koralami. Sztuczne dozowanie NaNO3 oraz PO4 zamiast pomagać jeszcze pogarszało sytuację. Postanowiłem więc podejść do tematu bardziej kompleksowo i po dwóch tygodniach po dino pozostały już tylko pojedyncze gluty, które i tak wychodzą dopiero późnym popołudniem więc mają niewiele czasu na rozrost przed zgaszeniem światła. Nie stosowałem żadnej chemii, wody utlenionej etc. bo byłaby to tylko chwilowa walka ze skutkami, a chciałem przede wszystkim wyeliminować przyczynę. Poniżej podaję, co zrobiłem i co pomogło zwalczyć tą prawdziwą plagę, która na szczęście wykosiła mi tylko dwa korale, co ciekawe te bardziej odporne czyli seriatoporę hystrix i caliendrum. Wszystkie inne włącznie z 8 acrami oraz lpsami oprały się zagładzie. Padł jeszcze tylko jeden nassarius.
Jak wiadomo dino często pojawia się przy wyzerowanych nutrientach oraz jednocześnym ładowaniu do baniaka dużych ilości pokarmu w sytuacji, gdy nie jest on jeszcze w stanie takiego ładunku ogarnąć i przerobić. Tak też było u mnie kolejny już raz. Wprowadziłem następujące zmiany:

1. Wyciąłem z sumpa cały przedział filtracyjny z koszykami, skarpetami i watą, a w to miejsce zainstalowałem filtr Clarisea 5000. Szorując dzień w dzień skałę oraz przedmuchując ją z dino zauważyłem, że zarówno zwykła wata z sery, jak i owata, którą stosowałem ma stosunkowo małą wydajność, trzeba ją co chwilę wymieniać, a przy wyciąganiu z koszyka i wyciskaniu z niej wody, większość tego brązowego bigosu wraca do obiegu razem z wodą. Filtr Clarisea, a zwykła, manualna filtracja "waciana"  to niebo a ziemia. Clarisea zbiera cały ten syf, który wracał przy wyciskaniu waty z powrotem do systemu. O wygodzie i uwolnieniu się od często dwukrotnego wymieniania waty w trakcie dnia nie wspomnę.
2. Ograniczyłem czas świecenia do 8 godzin, jednocześnie czasowo rezygnując z wszystkich kanałów poza aktyniką oraz obydwoma niebieskimi.
3.  W związku z tym, iż trzeba było dźwignąć nieco nutrienty by opanować sytuację, a jednocześnie ich sztuczne dozowanie działało na zasadzie dolewania oliwy do ognia postanowiłem podejść do tego trochę inaczej i dorybiłem w dwie doby zbiornik do docelowej obsady. Obcenie jest więc 15 ryb: dwa pokolce (malutki strigosus oraz nieco większy żółtek wpuszczane razem by mały nie został wykoszony - powiodło się i stanowią już zgrany duet), 5 anthiasów, 2 nemo, pterapogon, elacatinus oceanops, maiacanthus grammistes, chrysus, magnifica, chromis. Po raz kolejny obserwuję, że inaczej (w sensie, że w sposób bardziej łagodny) działa "brudzenie" zbiornika przez żywą obsadę niż sztuczne dolewanie NO3 i PO4. Obecnie NO3 wynosi ok. 0,5 ppm, a PO4 0,015. Dino nie reaguje na to (w sumie to reaguje, tylko właśnie w ten pożądany sposób czyli poprzez odwrót), jak przy sztucznym dozowaniu.
4. Na wszelki wypadek ryby karmię tymczasowo płukanymi mrożonkami, zaprzestałem też na jakiś czas karmienia korali.
5. Ograniczyłem fotoperiod w refugium z 16 do 8 godzin. Glony nie przyrastają już w tak szybkim tempie przez co nie zerują całkowicie nutrientów.
6. Stopniowo podniosłem kH do 8,5 (obecnie wróciłem już do 7,5).
7. Poprawiłem cyrkulację poprzez inne ustawienie pomp oraz dołożenie 3 pompy tuż przy podłożu z tyłu za skałami.
8. Wymieniłem węgiel oraz dodałem do reaktora po zeo 500 ml Sery na krzemiany dzięki czemu mogę co jakiś czas potrząsnąć jak kamienie zeo, by oczyścić z detrytusu. W tym samym filtrze znajduje się 750ml pumeksu z AF.
9. Przez cały ten dwutygodniowy okres odsysałem pod koniec dnia dino ze skał oraz dodatkowo przedmuchiwałem je oraz podłoże, tak by przed nocą, a więc ciężkimi godzinami dla dino jak najbardziej utrudnić mu możliwość przetrwania do rana "w zdrowiu". Dodatkowo monitorowałem też tylną szybę zbiornika.

Tak jak wcześniej pisałem obyło się bez chemii, zaciemniania akwa i tym podobnych manewrów. Jutro już chyba dam spokój z przedmuchiwaniem skały. Walka na chwilę obecną w 90% wygrana.

Z innych spraw jakie się wydarzyły to wymiana chrysusa na grzeczniejszy model. Pierwsza sztuka uśmiercała (dla sportu) ślimaki oraz krewetki. Zgładziła dwa nassariusy oraz dwie krewetki czyszczące. Brała towarzystwo w paszcze i uderzała o skały. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Chrysus we wcześniejszym zbiorniku nigdy nie sprawiał mi takich problemów wychowawczych.
Na tą chwilę to wszystko. Gdy sytuacja całkowicie się ustabilizuje będę kontynuował obsadzanie zbiornika koralami. Poniżej aktualny filmik (ryby spłoszone, a korale pokurczone bo pierwszy raz od dwóch tygodni ujrzały chwilę wcześniej białe światło włączone w celu nagrania filmiku).

 

brawos

brawos

Dawno nie było wpisu więc pora na małą aktualizację. Właśnie kończę dwutygodniową batalię (wygraną) z prawdziwym dino. Przerabiam ten sam scenariusz ponownie w kolejnym baniaku. Zawsze jest ten sam schemat: nowy czysty zbiornik z suchą skałą, dodanie kilku ryb, lekkie karmienie wygłodniałych korali z uwagi na zerowe nutrienty i nagle wybuch. Ktoś kto ma dużo cierpliwości i potrafi najpierw w pełni zarybić zbiornik przy gołych skałach straszących przez kilka tygodni czy nawet miesięcy robi lepiej niż napaleńcy wrzucający wszystko na raz. Ja niestety należę do tej drugiej grupy. Zaczątki dino widać już było na wcześniejszych filmikach. Dwa tygodnie temu wybuchło praktycznie z dnia na dzień. Codzienne szorowanie skały niewiele dawało - po spokojnej nocy i czystej skale, kolejnego dnia znowu to samo czyli zwiększający się w miarę świecenia rudy kożuch z bąblami oblepiający wszystko na czele z koralami. Sztuczne dozowanie NaNO3 oraz PO4 zamiast pomagać jeszcze pogarszało sytuację. Postanowiłem więc podejść do tematu bardziej kompleksowo i po dwóch tygodniach po dino pozostały już tylko pojedyncze gluty, które i tak wychodzą dopiero późnym popołudniem więc mają niewiele czasu na rozrost przed zgaszeniem światła. Nie stosowałem żadnej chemii, wody utlenionej etc. bo byłaby to tylko chwilowa walka ze skutkami, a chciałem przede wszystkim wyeliminować przyczynę. Poniżej podaję, co zrobiłem i co pomogło zwalczyć tą prawdziwą plagę, która na szczęście wykosiła mi tylko dwa korale, co ciekawe te bardziej odporne czyli seriatoporę hystrix i caliendrum. Wszystkie inne włącznie z 8 acrami oraz lpsami oprały się zagładzie. Padł jeszcze tylko jeden nassarius.
Jak wiadomo dino często pojawia się przy wyzerowanych nutrientach oraz jednocześnym ładowaniu do baniaka dużych ilości pokarmu w sytuacji, gdy nie jest on jeszcze w stanie takiego ładunku ogarnąć i przerobić. Tak też było u mnie kolejny już raz. Wprowadziłem następujące zmiany:

1. Wyciąłem z sumpa cały przedział filtracyjny z koszykami, skarpetami i watą, a w to miejsce zainstalowałem filtr Clarisea 5000. Szorując dzień w dzień skałę oraz przedmuchując ją z dino zauważyłem, że zarówno zwykła wata z sery, jak i owata, którą stosowałem ma stosunkowo małą wydajność, trzeba ją co chwilę wymieniać, a przy wyciąganiu z koszyka i wyciskaniu z niej wody, większość tego brązowego bigosu wraca do obiegu razem z wodą. Filtr Clarisea, a zwykła, manualna filtracja "waciana"  to niebo a ziemia. Clarisea zbiera cały ten syf, który wracał przy wyciskaniu waty z powrotem do systemu. O wygodzie i uwolnieniu się od często dwukrotnego wymieniania waty w trakcie dnia nie wspomnę.
2. Ograniczyłem czas świecenia do 8 godzin, jednocześnie czasowo rezygnując z wszystkich kanałów poza aktyniką, uv oraz obydwoma niebieskimi.
3.  W związku z tym, iż trzeba było dźwignąć nieco nutrienty by opanować sytuację, a jednocześnie ich sztuczne dozowanie działało na zasadzie dolewania oliwy do ognia postanowiłem podejść do tego trochę inaczej i dorybiłem w dwie doby zbiornik do docelowej obsady. Obcenie jest więc 15 ryb: dwa pokolce (malutki strigosus oraz nieco większy żółtek wpuszczane razem by mały nie został wykoszony - powiodło się i stanowią już zgrany duet), 5 anthiasów, 2 nemo, pterapogon, elacatinus oceanops, maiacanthus grammistes, chrysus, magnifica, chromis. Po raz kolejny obserwuję, że inaczej (w sensie, że w sposób bardziej łagodny) działa "brudzenie" zbiornika przez żywą obsadę niż sztuczne dolewanie NO3 i PO4. Obecnie NO3 wynosi ok. 0,5 ppm, a PO4 0,015. Dino nie reaguje na to (w sumie to reaguje, tylko właśnie w ten pożądany sposób czyli poprzez odwrót), jak przy sztucznym dozowaniu.
4. Na wszelki wypadek ryby karmię tymczasowo płukanymi mrożonkami, zaprzestałem też na jakiś czas karmienia korali.
5. Ograniczyłem fotoperiod w refugium z 16 do 8 godzin. Glony nie przyrastają już w tak szybkim tempie przez co nie zerują całkowicie nutrientów.
6. Stopniowo podniosłem kH do 8,5 (obecnie wróciłem już do 7,5).
7. Poprawiłem cyrkulację poprzez inne ustawienie pomp oraz dołożenie 3 pompy tuż przy podłożu z tyłu za skałami.
8. Wymieniłem węgiel oraz dodałem do reaktora po zeo 500 ml Sery na krzemiany dzięki czemu mogę co jakiś czas potrząsnąć jak kamienie zeo, by oczyścić z detrytusu. W tym samym filtrze znajduje się 750ml pumeksu z AF.
9. Przez cały ten dwutygodniowy okres odsysałem pod koniec dnia dino ze skał oraz dodatkowo przedmuchiwałem je oraz podłoże, tak by przed nocą, a więc ciężkimi godzinami dla dino jak najbardziej utrudnić mu możliwość przetrwania do rana "w zdrowiu". Dodatkowo monitorowałem też tylną szybę zbiornika.

Tak jak wcześniej pisałem obyło się bez chemii, zaciemniania akwa i tym podobnych manewrów. Jutro już chyba dam spokój z przedmuchiwaniem skały. Walka na chwilę obecną w 90% wygrana.

Z innych spraw jakie się wydarzyły to wymiana chrysusa na grzeczniejszy model. Pierwsza sztuka uśmiercała (dla sportu) ślimaki oraz krewetki. Zgładziła dwa nassariusy oraz dwie krewetki czyszczące. Brała towarzystwo w paszcze i uderzała o skały. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Chrysus we wcześniejszym zbiorniku nigdy nie sprawiał mi takich problemów wychowawczych.
Na tą chwilę to wszystko. Gdy sytuacja całkowicie się ustabilizuje będę kontynuował obsadzanie zbiornika koralami. Poniżej aktualny filmik (ryby spłoszone, a korale pokurczone bo pierwszy raz od dwóch tygodni ujrzały chwilę wcześniej białe światło włączone w celu nagrania filmiku).

 

brawos

brawos

Dawno nie było wpisu więc pora na małą aktualizację. Właśnie kończę dwutygodniową batalię (wygraną) z prawdziwym dino. Przerabiam ten sam scenariusz ponownie w kolejnym baniaku. Zawsze jest ten sam schemat: nowy czysty zbiornik z suchą skałą, dodanie kilku ryb, lekkie karmienie wygłodniałych korali z uwagi na zerowe nutrienty i nagle wybuch. Ktoś kto ma dużo cierpliwości i potrafi najpierw w pełni zarybić zbiornik przy gołych skałach straszących przez kilka tygodni czy nawet miesięcy robi lepiej niż napaleńcy wrzucający wszystko na raz. Ja niestety należę do tej drugiej grupy. Zaczątki dino widać już było na wcześniejszych filmikach. Dwa tygodnie temu wybuchło praktycznie z dnia na dzień. Codzienne szorowanie skały niewiele dawało - po spokojnej nocy i czystej skale, kolejnego dnia znowu to samo czyli zwiększający się w miarę świecenia rudy kożuch z bąblami oblepiający wszystko na czele z koralami. Sztuczne dozowanie NaNO3 oraz PO4 zamiast pomagać jeszcze pogarszało sytuację. Postanowiłem więc podejść do tematu bardziej kompleksowo i po dwóch tygodniach po dino pozostały już tylko pojedyncze gluty, które i tak wychodzą dopiero późnym popołudniem więc mają niewiele czasu na rozrost przed zgaszeniem światła. Nie stosowałem żadnej chemii, wody utlenionej etc. bo byłaby to tylko chwilowa walka ze skutkami, a chciałem przede wszystkim wyeliminować przyczynę. Poniżej podaję, co zrobiłem i co pomogło zwalczyć tą prawdziwą plagę, która na szczęście wykosiła mi tylko dwa korale, co ciekawe te bardziej odporne czyli seriatoporę hystrix i caliendrum. Wszystkie inne włącznie z 8 acrami oraz lpsami oprały się zagładzie. Padł jeszcze tylko jeden nassarius.
Jak wiadomo dino często pojawia się przy wyzerowanych nutrientach oraz jednocześnym ładowaniu do baniaka dużych ilości pokarmu w sytuacji, gdy nie jest on jeszcze w stanie takiego ładunku ogarnąć i przerobić. Tak też było u mnie kolejny już raz. Wprowadziłem następujące zmiany:

1. Wyciąłem z sumpa cały przedział filtracyjny z koszykami, skarpetami i watą, a w to miejsce zainstalowałem filtr Clarisea 5000. Szorując dzień w dzień skałę oraz przedmuchując ją z dino zauważyłem, że zarówno zwykła wata z sery, jak i owata, którą stosowałem ma stosunkowo małą wydajność, trzeba ją co chwilę wymieniać, a przy wyciąganiu z koszyka i wyciskaniu z niej wody, większość tego brązowego bigosu wraca do obiegu razem z wodą. Filtr Clarisea, a zwykła, manualna filtracja "waciana"  to niebo a ziemia. Clarisea zbiera cały ten syf, który wracał przy wyciskaniu waty z powrotem do systemu. O wygodzie i uwolnieniu się od często dwukrotnego wymieniania waty w trakcie dnia nie wspomnę.
2. Ograniczyłem czas świecenia do 8 godzin, jednocześnie czasowo rezygnując z wszystkich kanałów poza aktyniką, uv oraz obydwoma niebieskimi.
3.  W związku z tym, iż trzeba było dźwignąć nieco nutrienty by opanować sytuację, a jednocześnie ich sztuczne dozowanie działało na zasadzie dolewania oliwy do ognia postanowiłem podejść do tego trochę inaczej i dorybiłem w dwie doby zbiornik do docelowej obsady. Obcenie jest więc 15 ryb: dwa pokolce (malutki strigosus oraz nieco większy żółtek wpuszczane razem by mały nie został wykoszony - powiodło się i stanowią już zgrany duet), 5 anthiasów, 2 nemo, pterapogon, elacatinus oceanops, maiacanthus grammistes, chrysus, magnifica, chromis. Po raz kolejny obserwuję, że inaczej (w sensie, że w sposób bardziej łagodny) działa "brudzenie" zbiornika przez żywą obsadę niż sztuczne dolewanie NO3 i PO4. Obecnie NO3 wynosi ok. 0,5 ppm, a PO4 0,015. Dino nie reaguje na to (w sumie to reaguje, tylko właśnie w ten pożądany sposób czyli odwrót), jak przy sztucznym dozowaniu.
4. Na wszelki wypadek ryby karmię tymczasowo płukanymi mrożonkami, zaprzestałem też na jakiś czas karmienia korali.
5. Ograniczyłem fotoperiod w refugium z 16 do 8 godzin. Glony nie przyrastają już w tak szybkim tempie przez co nie zerują całkowicie nutrientów.
6. Stopniowo podniosłem kH do 8,5 (obecnie wróciłem już do 7,5).
7. Poprawiłem cyrkulację poprzez inne ustawienie pomp oraz dołożenie 3 pompy tuż przy podłożu z tyłu za skałami.
8. Wymieniłem węgiel oraz dodałem do reaktora po zeo 500 ml Sery na krzemiany dzięki czemu mogę co jakiś czas potrząsnąć jak kamienie zeo, by oczyścić z detrytusu. W tym samym filtrze znajduje się 750ml pumeksu z AF.
9. Przez cały ten dwutygodniowy okres odsysałem pod koniec dnia dino ze skał oraz dodatkowo przedmuchiwałem je oraz podłoże, tak by przed nocą, a więc ciężkimi godzinami dla dino jak najbardziej utrudnić mu możliwość przetrwania do rana "w zdrowiu". Dodatkowo monitorowałem też tylną szybę zbiornika.

Tak jak wcześniej pisałem obyło się bez chemii, zaciemniania akwa i tym podobnych manewrów. Jutro już chyba dam spokój z przedmuchiwaniem skały. Walka na chwilę obecną w 90% wygrana.

Z innych spraw jakie się wydarzyły to wymiana chrysusa na grzeczniejszy model. Pierwsza sztuka uśmiercała (dla sportu) ślimaki oraz krewetki. Zgładziła dwa nassariusy oraz dwie krewetki czyszczące. Brała towarzystwo w paszcze i uderzała o skały. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Chrysus we wcześniejszym zbiorniku nigdy nie sprawiał mi takich problemów wychowawczych.
Na tą chwilę to wszystko. Gdy sytuacja całkowicie się ustabilizuje będę kontynuował obsadzanie zbiornika koralami. Poniżej aktualny filmik (ryby spłoszone, a korale pokurczone bo pierwszy raz od dwóch tygodni ujrzały chwilę wcześniej białe światło włączone w celu nagrania filmiku).

 

brawos

brawos

Dawno nie było wpisu więc pora na małą aktualizację. Właśnie kończę dwutygodniową batalię (wygraną) z prawdziwym dino. Przerabiam ten sam scenariusz ponownie w kolejnym baniaku. Zawsze jest ten sam schemat: nowy czysty zbiornik z suchą skałą, dodanie kilku ryb, lekkie karmienie wygłodniałych korali z uwagi na zerowe nutrienty i nagle wybuch. Ktoś kto ma dużo cierpliwości i potrafi najpierw w pełni zarybić zbiornik przy gołych skałach straszących przez kilka tygodni czy nawet miesięcy robi lepiej niż napaleńcy wrzucający wszystko na raz. Ja niestety należę do tej drugiej grupy. Zaczątki dino widać już było na wcześniejszych filmikach. Dwa tygodnie temu wybuchło praktycznie z dnia na dzień. Codzienne szorowanie skały niewiele dawało - po spokojnej nocy i czystej skale, kolejnego dnia znowu to samo czyli zwiększający się w miarę świecenia rudy kożuch z bąblami oblepiający wszystko na czele z koralami. Sztuczne dozowanie NaNO3 oraz PO4 zamiast pomagać jeszcze pogarszało sytuację. Postanowiłem więc podejść do tematu bardziej kompleksowo i po dwóch tygodniach po dino pozostały już tylko pojedyncze gluty, które i tak wychodzą dopiero późnym popołudniem więc mają niewiele czasu na rozrost przed zgaszeniem światła. Nie stosowałem żadnej chemii, wody utlenionej etc. bo byłaby to tylko chwilowa walka ze skutkami, a chciałem przede wszystkim wyeliminować przyczynę. Poniżej podaję, co zrobiłem i co pomogło zwalczyć tą prawdziwą plagę, która na szczęście wykosiła mi tylko dwa korale, co ciekawe te bardziej odporne czyli seriatoporę hystrix i caliendrum. Wszystkie inne włącznie z 8 acrami oraz lpsami oprały się zagładzie. Padł jeszcze tylko jeden nassarius.
Jak wiadomo dino często pojawia się przy wyzerowanych nutrientach oraz jednocześnym ładowaniu do baniaka dużych ilości pokarmu w sytuacji, gdy nie jest on jeszcze w stanie takiego ładunku ogarnąć i przerobić. Tak też było u mnie kolejny już raz. Wprowadziłem następujące zmiany:

1. Wyciąłem z sumpa cały przedział filtracyjny z koszykami, skarpetami i watą, a w to miejsce zainstalowałem filtr Clarisea 5000. Szorując dzień w dzień skałę oraz przedmuchując ją z dino zauważyłem, że zarówno zwykła wata z sery, jak i owata, którą stosowałem ma stosunkowo małą wydajność, trzeba ją co chwilę wymieniać, a przy wyciąganiu z koszyka i wyciskaniu z niej wody, większość tego brązowego bigosu wraca do obiegu razem z wodą. Filtr Clarisea, a zwykła, manualna filtracja "waciana"  to niebo a ziemia. Clarisea zbiera cały ten syf, który wracał przy wyciskaniu waty z powrotem do systemu. O wygodzie i uwolnieniu się od często dwukrotnego wymieniania waty w trakcie dnia nie wspomnę.
2. Ograniczyłem czas świecenia do 8 godzin, jednocześnie czasowo rezygnując z wszystkich kanałów poza aktyniką, uv oraz obydwoma niebieskimi.
3.  W związku z tym, iż trzeba było dźwignąć nieco nutrienty by opanować sytuację, a jednocześnie ich sztuczne dozowanie działało na zasadzie dolewania oliwy do ognia postanowiłem podejść do tego trochę inaczej i dorybiłem w dwie doby zbiornik do docelowej obsady. Obcenie jest więc 15 ryb: dwa pokolce (malutki strigosus oraz nieco większy żółtek wpuszczane razem by mały nie został wykoszony - powiodło się i stanowią już zgrany duet), 5 anthiasów, 2 nemo, pterapogon, elacatinus oceanops, maiacanthus grammistes, chrysus, magnifica, chromis. Po raz kolejny obserwuję, że inaczej (w sensie, że w sposób bardziej łagodny) działa "brudzenie" zbiornika przez żywą obsadę niż sztuczne dolewanie NO3 i PO4. Obecnie NO3 wynosi ok. 0,5 ppm, a PO4 0,015. Dino nie reaguje na to (w sumie to reaguje, tylko właśnie w ten pożądany sposób czyli odwrót), jak przy sztucznym dozowaniu.
4. Na wszelki wypadek ryby karmię tymczasowo płukanymi mrożonkami, zaprzestałem też na jakiś czas karmienia korali.
5. Ograniczyłem fotoperiod w refugium z 16 do 8 godzin. Glony nie przyrastają już w tak szybkim tempie przez co nie zerują całkowicie nutrientów.
6. Stopniowo podniosłem kH do 8,5 (obecnie wróciłem już do 7,5).
7. Poprawiłem cyrkulację poprzez inne ustawienie pomp oraz dołożenie 3 pompy tuż przy podłożu z tyłu za skałami.
8. Wymieniłem węgiel oraz dodałem do reaktora po zeo 500 ml Sery na krzemiany dzięki czemu mogę co jakiś czas potrząsnąć jak kamienie zeo, by oczyścić z detrytusu. W tym samym filtrze znajduje się 750ml pumeksu z AF.
9. Przez cały ten dwutygodniowy okres odsysałem pod koniec dnia dino ze skał oraz dodatkowo przedmuchiwałem je oraz podłoże, tak by przed nocą, a więc ciężkimi godzinami dla dino jak najbardziej utrudnić mu możliwość przetrwania do rana "w zdrowiu". Dodatkowo monitorowałem też tylną szybę zbiornika.

Tak jak wcześniej pisałem obyło się bez chemii, zaciemniania akwa i tym podobnych manewrów. Jutro już chyba dam spokój z przedmuchiwaniem skały. Walka na chwilę obecną w 90% wygrana.

Z innych spraw jakie się wydarzyły to wymiana chrysusa na grzeczniejszy model. Pierwsza sztuka uśmierciła (dla sportu) ślimaki oraz krewetki. Zgładziła dwa nassariusy oraz dwie krewetki czyszczące. Brała towarzystwo w paszcze i uderzała o skały. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Chrysus we wcześniejszym zbiorniku nigdy nie sprawiał mi takich problemów wychowawczych.
Na tą chwilę to wszystko. Gdy sytuacja całkowicie się ustabilizuje będę kontynuował obsadzanie zbiornika koralami. Poniżej aktualny filmik (ryby spłoszone, a korale pokurczone bo pierwszy raz od dwóch tygodni ujrzały chwilę wcześniej białe światło włączone w celu nagrania filmiku).

 

brawos

brawos

Dawno nie było wpisu więc pora na małą aktualizację. Właśnie kończę dwutygodniową batalię (wygraną) z prawdziwym dino. Przerabiam ten sam scenariusz ponownie w kolejnym baniaku. Zawsze jest ten sam schemat: nowy czysty zbiornik z suchą skałą, dodanie kilku ryb, lekkie karmienie wygłodniałych korali z uwagi na zerowe nutrienty i nagle wybuch. Ktoś kto ma dużo cierpliwości i potrafi najpierw w pełni zarybić zbiornik przy gołych skałach straszących przez kilka tygodni czy nawet miesięcy robi lepiej niż napaleńcy wrzucający wszystko na raz. Ja niestety należę do tej drugiej grupy. Zaczątki dino widać już było na wcześniejszych filmikach. Dwa tygodnie temu wybuchło praktycznie z dnia na dzień. Codzienne szorowanie skały niewiele dawało - po spokojnej nocy i czystej skale, kolejnego dnia znowu to samo czyli zwiększający się w miarę świecenia rudy kożuch z bąblami oblepiający wszystko na czele z koralami. Sztuczne dozowanie NaNO3 oraz PO4 zamiast pomagać jeszcze pogarszało sytuację. Postanowiłem więc podejść do tematu bardziej kompleksowo i po dwóch tygodniach po dino pozostały już tylko pojedyncze gluty, które i tak wychodzą dopiero późnym popołudniem więc mają niewiele czasu na rozrost przed zgaszeniem światła. Nie stosowałem żadnej chemii, wody utlenionej etc. bo byłaby to tylko chwilowa walka ze skutkami, a chciałem przede wszystkim wyeliminować przyczynę. Poniżej podaję, co zrobiłem i co pomogło zwalczyć tą prawdziwą plagę, która na szczęście wykosiła mi tylko dwa korale, co ciekawe te bardziej odporne czyli seriatoporę hystrix i caliendrum. Wszystkie inne włącznie z 8 acrami oraz lpsami oprały się zagładzie. Padł jeszcze tylko jeden nassarius.
Jak wiadomo dino często pojawia się przy wyzerowanych nutrientach oraz jednocześnym ładowaniu do baniaka dużych ilości pokarmu w sytuacji, gdy nie jest on jeszcze w stanie takiego ładunku ogarnąć i przerobić. Tak też było u mnie kolejny już raz. Wprowadziłem następujące zmiany:

1. Wyciąłem z sumpa cały przedział filtracyjny z koszykami, skarpetami i watą, a w to miejsce zainstalowałem filtr Clarisea 5000. Szorując dzień w dzień skałę oraz przedmuchując ją z dino zauważyłem, że zarówno zwykła wata z sery, jak i owata, którą stosowałem ma stosunkowo małą wydajność, trzeba ją co chwilę wymieniać, a przy wyciąganiu z koszyka i wyciskaniu z niej wody, większość tego brązowego bigosu wraca do obiegu razem z wodą. Filtr Clarisea, a zwykła, manualna filtracja "waciana"  to niebo a ziemia. Clarisea zbiera cały ten syf, który wracał przy wyciskaniu waty z powrotem do systemu. O wygodzie i uwolnieniu się od często dwukrotnego wymieniania waty w trakcie dnia nie wspomnę.
2. Ograniczyłem czas świecenia do 8 godzin, jednocześnie czasowo rezygnując z wszystkich kanałów poza aktyniką, uv oraz obydwoma niebieskimi.
3.  W związku z tym, iż trzeba było dźwignąć nieco nutrienty by opanować sytuację, a jednocześnie ich sztuczne dozowanie działało na zasadzie dolewania oliwy do ognia postanowiłem podejść do tego trochę inaczej i dorybiłem w dwie doby zbiornik do docelowej obsady. Obcenie jest więc 15 ryb: dwa pokolce (malutki strigosus oraz nieco większy żółtek wpuszczane razem by mały nie został wykoszony - powiodło się i stanowią już zgrany duet), 5 anthiasów, 2 nemo, pterapogon, elacatinus oceanops, maiacanthus grammistes, chrysus, magnifica, chromis. Po raz kolejny obserwuję, że inaczej (w sensie, że w sposób bardziej łagodny) działa "brudzenie" zbiornika przez żywą obsadę niż sztuczne dolewanie NO3 i PO4. Obecnie NO3 wynosi ok. 0,5 ppm, a PO4 0,015. Dino nie reaguje na to (w sumie to reaguje, tylko właśnie w ten pożądany sposób czyli odwrót), jak przy sztucznym dozowaniu.
4. Na wszelki wypadek ryby karmię tymczasowo płukanymi mrożonkami, zaprzestałem też na jakiś czas karmienia korali.
5. Ograniczyłem fotoperiod w refugium z 16 do 8 godzin. Glony nie przyrastają już w tak szybkim tempie przez co nie zerują całkowicie nutrientów.
6. Stopniowo podniosłem kH do 8,5 (obecnie wróciłem już do 7,5).
7. Poprawiłem cyrkulację poprzez inne ustawienie pomp oraz dołożenie 3 pompy tuż przy podłożu z tyłu za skałami.
8. Wymieniłem węgiel oraz dodałem do filtra po zeo 500 ml Sery na krzemiany dzięki czemu mogę co jakiś czas potrząsnąć jak kamienie zeo, by oczyścić z detrytusu. W tym samym filtrze znajduje się 750ml pumeksu z AF.
9. Przez cały ten dwutygodniowy okres odsysałem pod koniec dnia dino ze skał oraz dodatkowo przedmuchiwałem je oraz podłoże, tak by przed nocą, a więc ciężkimi godzinami dla dino jak najbardziej utrudnić mu możliwość przetrwania do rana "w zdrowiu". Dodatkowo monitorowałem też tylną szybę zbiornika.

Tak jak wcześniej pisałem obyło się bez chemii, zaciemniania akwa i tym podobnych manewrów. Jutro już chyba dam spokój z przedmuchiwaniem skały. Walka na chwilę obecną w 90% wygrana.

Z innych spraw jakie się wydarzyły to wymiana chrysusa na grzeczniejszy model. Pierwsza sztuka uśmierciła (dla sportu) ślimaki oraz krewetki. Zgładziła dwa nassariusy oraz dwie krewetki czyszczące. Brała towarzystwo w paszcze i uderzała o skały. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Chrysus we wcześniejszym zbiorniku nigdy nie sprawiał mi takich problemów wychowawczych.
Na tą chwilę to wszystko. Gdy sytuacja całkowicie się ustabilizuje będę kontynuował obsadzanie zbiornika koralami. Poniżej aktualny filmik (ryby spłoszone, a korale pokurczone bo pierwszy raz od dwóch tygodni ujrzały chwilę wcześniej białe światło włączone w celu nagrania filmiku).

 

brawos

brawos

Dawno nie było wpisu więc pora na małą aktualizację. Właśnie kończę dwutygodniową batalię (wygraną) z prawdziwym dino. Przerabiam ten sam scenariusz ponownie w kolejnym baniaku. Zawsze jest ten sam schemat: nowy czysty zbiornik z suchą skałą, dodanie kilku ryb, lekkie karmienie wygłodniałych korali z uwagi na zerowe nutrienty i nagle wybuch. Ktoś kto ma dużo cierpliwości i potrafi najpierw w pełni zarybić zbiornik przy gołych skałach straszących przez kilka tygodni czy nawet miesięcy robi lepiej niż napaleńcy wrzucający wszystko na raz. Ja niestety należę do tej drugiej grupy. Zaczątki dino widać już było na wcześniejszych filmikach. Dwa tygodnie temu wybuchło praktycznie z dnia na dzień. Codzienne szorowanie skały niewiele dawało - po spokojnej nocy i czystej skale, kolejnego dnia znowu to samo czyli zwiększający się w miarę świecenia rudy kożuch z bąblami oblepiający wszystko na czele z koralami. Sztuczne dozowanie NaNO3 oraz PO4 zamiast pomagać jeszcze pogarszało sytuację. Postanowiłem więc podejść do tematu bardziej kompleksowo i po dwóch tygodniach po dino pozostały już tylko pojedyncze gluty, które i tak wychodzą dopiero późnym popołudniem więc mają niewiele czasu na rozrost przed zgaszeniem światła. Nie stosowałem żadnej chemii, wody utlenionej etc. bo byłaby to tylko chwilowa walka ze skutkami, a chciałem przede wszystkim wyeliminować przyczynę. Poniżej podaję, co zrobiłem i co pomogło zwalczyć tą prawdziwą plagę, która na szczęście wykosiła mi tylko dwa korale, co ciekawe te bardziej odporne czyli seriatoporę hystrix i caliendrum. Wszystkie inne włącznie z 8 acrami oraz lpsami oprały się zagładzie. Padł jeszcze tylko jeden nassarius.
Jak wiadomo dino często pojawia się przy wyzerowanych nutrientach oraz jednocześnym ładowaniu do baniaka dużych ilości pokarmu w sytuacji, gdy nie jest on jeszcze w stanie takiego ładunku ogarnąć i przerobić. Tak też było u mnie kolejny już raz. Wprowadziłem następujące zmiany:

1. Wyciąłem z sumpa cały przedział filtracyjny z koszykami, skarpetami i watą, a w to miejsce zainstalowałem filtr Clarisea 5000. Szorując dzień w dzień skałę oraz przedmuchując ją z dino zauważyłem, że zarówno zwykła wata z sery, jak i owata, którą stosowałem ma stosunkowo małą wydajność, trzeba ją co chwilę wymieniać, a przy wyciąganiu z koszyka i wyciskaniu z niej wody, większość tego brązowego bigosu wraca do obiegu razem z wodą. Filtr Clarisea, a zwykła, manualna filtracja "waciana"  to niebo a ziemia. Clarisea zbiera cały ten syf, który wracał przy wyciskaniu waty z powrotem do systemu. O wygodzie i uwolnieniu się od często dwukrotnego wymieniania waty w trakcie dnia nie wspomnę.
2. Ograniczyłem czas świecenia do 8 godzin, jednocześnie czasowo rezygnując z wszystkich kanałów poza aktyniką, uv oraz obydwoma niebieskimi.
3.  W związku z tym, iż trzeba było dźwignąć nieco nutrienty by opanować sytuację, a jednocześnie ich sztuczne dozowanie działało na zasadzie dolewania oliwy do ognia postanowiłem podejść do tego trochę inaczej i dorybiłem w dwie doby zbiornik do docelowej obsady. Obcenie jest więc 15 ryb: dwa pokolce (malutki strigosus oraz nieco większy żółtek wpuszczane razem by mały nie został wykoszony - powiodło się i stanowią już zgrany duet), 5 anthiasów, 2 nemo, pterapogon, elacatinus oceanops, maiacanthus grammistes, chrysus, magnifica, chromis. Po raz kolejny obserwuję, że inaczej (w sensie, że w sposób bardziej łagodny) działa "brudzenie" zbiornika przez żywą obsadę niż sztuczne dolewanie NO3 i PO4. Obecnie NO3 wynosi ok. 0,5 ppm, a PO4 0,015. Dino nie reaguje na to (w sumie to reaguje, tylko właśnie w ten pożądany sposób czyli odwrót), jak przy sztucznym dozowaniu.
4. Na wszelki wypadek ryby karmię tymczasowo płukanymi mrożonkami, zaprzestałem też na jakiś czas karmienia korali.
5. Ograniczyłem fotoperiod w refugium z 16 do 8 godzin. Glony nie przyrastają już w tak szybkim tempie przez co nie zerują całkowicie nutrientów.
6. Stopniowo podniosłem kH do 8,5 (obecnie wróciłem już do 7,5).
7. Poprawiłem cyrkulację poprzez inne ustawienie pomp oraz dołożenie 3 pompy tuż przy podłożu z tyłu za skałami.
8. Wymieniłem węgiel oraz dodałem do filtra po zeo 500 ml Sery na krzemiany dzięki czemu mogę co jakiś czas potrząsnąć by oczyścić z detrytusu. W tym samym filtrze znajduje się 750ml pumeksu z AF.
8. Przez cały ten dwutygodniowy okres odsysałem pod koniec dnia dino ze skał oraz dodatkowo przedmuchiwałem je oraz podłoże, tak by przed nocą, a więc ciężkimi godzinami dla dino jak najbardziej utrudnić mu możliwość przetrwania do rana "w zdrowiu". Dodatkowo monitorowałem też tylną szybę zbiornika.

Tak jak wcześniej pisałem obyło się bez chemii, zaciemniania akwa i tym podobnych manewrów. Jutro już chyba dam spokój z przedmuchiwaniem skały. Walka na chwilę obecną w 90% wygrana.

Z innych spraw jakie się wydarzyły to wymiana chrysusa na grzeczniejszy model. Pierwsza sztuka uśmierciła (dla sportu) ślimaki oraz krewetki. Zgładziła dwa nassariusy oraz dwie krewetki czyszczące. Brała towarzystwo w paszcze i uderzała o skały. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Chrysus we wcześniejszym zbiorniku nigdy nie sprawiał mi takich problemów wychowawczych.
Na tą chwilę to wszystko. Gdy sytuacja całkowicie się ustabilizuje będę kontynuował obsadzanie zbiornika koralami. Poniżej aktualny filmik (ryby spłoszone, a korale pokurczone bo pierwszy raz od dwóch tygodni ujrzały chwilę wcześniej białe światło włączone w celu nagrania filmiku).

 

brawos

brawos

Dawno nie było wpisu więc pora na małą aktualizację. Właśnie kończę dwutygodniową batalię (wygraną) z prawdziwym dino. Przerabiam ten sam scenariusz ponownie w kolejnym baniaku. Zawsze jest ten sam schemat: nowy czysty zbiornik z suchą skałą, dodanie kilku ryb, lekkie karmienie wygłodniałych korali z uwagi na zerowe nutrienty i nagle wybuch. Ktoś kto ma dużo cierpliwości i potrafi najpierw w pełni zarybić zbiornik przy gołych skałach straszących przez kilka tygodni czy nawet miesięcy robi lepiej niż napaleńcy wrzucający wszystko na raz. Ja niestety należę do tej drugiej grupy. Zaczątki dino widać już było na wcześniejszych filmikach. Dwa tygodnie temu wybuchło praktycznie z dnia na dzień. Codzienne szorowanie skały niewiele dawało - po spokojnej nocy i czystej skale, kolejnego dnia znowu to samo czyli zwiększający się w miarę świecenia rudy kożuch z bąblami oblepiający wszystko na czele z koralami. Sztuczne dozowanie NaNO3 oraz PO4 zamiast pomagać jeszcze pogarszało sytuację. Postanowiłem więc podejść do tematu bardziej kompleksowo i po dwóch tygodniach po dino pozostały już tylko pojedyncze gluty, które i tak wychodzą dopiero późnym popołudniem więc mają niewiele czasu na rozrost przed zgaszeniem światła. Nie stosowałem żadnej chemii, wody utlenionej etc. bo byłaby to tylko chwilowa walka ze skutkami, a chciałem przede wszystkim wyeliminować przyczynę. Poniżej podaję, co zrobiłem i co pomogło zwalczyć tą prawdziwą plagę, która na szczęście wykosiła mi tylko dwa korale, co ciekawe te bardziej odporne czyli seriatoporę hystrix i caliendrum. Wszystkie inne włącznie z 8 acrami oraz lpsami oprały się zagładzie. Padł jeszcze tylko jeden nassarius.
Jak wiadomo dino często pojawia się przy wyzerowanych nutrientach oraz jednocześnym ładowaniu do baniaka dużych ilości pokarmu w sytuacji, gdy nie jest on jeszcze w stanie takiego ładunku ogarnąć i przerobić. Tak też było u mnie kolejny już raz. Wprowadziłem następujące zmiany:

1. Wyciąłem z sumpa cały przedział filtracyjny z koszykami, skarpetami i watą, a w to miejsce zainstalowałem filtr Clarisea 5000. Szorując dzień w dzień skałę oraz przedmuchując ją z dino zauważyłem, że zarówno zwykła wata z sery, jak i owata, którą stosowałem ma stosunkowo małą wydajność, trzeba ją co chwilę wymieniać, a przy wyciąganiu z koszyka i wyciskaniu z niej wody, większość tego brązowego bigosu wraca do obiegu razem z wodą. Filtr Clarisea, a zwykła, manualna filtracja "waciana"  to niebo a ziemia. Clarisea zbiera cały ten syf, który wracał przy wyciskaniu waty z powrotem do systemu. O wygodzie i uwolnieniu się od często dwukrotnego wymieniania waty w trakcie dnia nie wspomnę.
2. Ograniczyłem czas świecenia do 8 godzin, jednocześnie czasowo rezygnując z wszystkich kanałów poza aktyniką, uv oraz obydwoma niebieskimi.
3.  W związku z tym, iż trzeba było dźwignąć nieco nutrienty by opanować sytuację, a jednocześnie ich sztuczne dozowanie działało na zasadzie dolewania oliwy do ognia postanowiłem podejść do tego trochę inaczej i dorybiłem w dwie doby zbiornik do docelowej obsady. Obcenie jest więc 15 ryb: dwa pokolce (malutki strigosus oraz nieco większy żółtek wpuszczane razem by mały nie został wykoszony - powiodło się i stanowią już zgrany duet), 5 anthiasów, 2 nemo, pterapogon, elacatinus oceanops, maiacanthus grammistes, chrysus, magnifica, chromis. Po raz kolejny obserwuję, że inaczej (w sensie, że w sposób bardziej łagodny) działa "brudzenie" zbiornika przez żywą obsadę niż sztuczne dolewanie NO3 i PO4. Obecnie NO3 wynosi ok. 0,5 ppm, a PO4 0,015. Dino nie reaguje na to (w sumie to reaguje, tylko właśnie w ten pożądany sposób czyli odwrót), jak przy sztucznym dozowaniu.
4. Na wszelki wypadek ryby karmię tymczasowo płukanymi mrożonkami, zaprzestałem też na jakiś czas karmienia korali.
5. Ograniczyłem fotoperiod w refugium z 16 do 8 godzin. Glony nie przyrastają już w tak szybkim tempie przez co nie zerują całkowicie nutrientów.
6. Stopniowo podniosłem kH do 8,5 (obecnie wróciłem już do 7,5).
7. Poprawiłem cyrkulację poprzez inne ustawienie pomp oraz dołożenie 3 pompy tuż przy podłożu z tyłu za skałami.
8. Przez cały ten dwutygodniowy okres odsysałem pod koniec dnia dino ze skał oraz dodatkowo przedmuchiwałem je oraz podłoże, tak by przed nocą, a więc ciężkimi godzinami dla dino jak najbardziej utrudnić mu możliwość przetrwania do rana "w zdrowiu". Dodatkowo monitorowałem też tylną szybę zbiornika.

Tak jak wcześniej pisałem obyło się bez chemii, zaciemniania akwa i tym podobnych manewrów. Jutro już chyba dam spokój z przedmuchiwaniem skały. Walka na chwilę obecną w 90% wygrana.

Z innych spraw jakie się wydarzyły to wymiana chrysusa na grzeczniejszy model. Pierwsza sztuka uśmierciła (dla sportu) ślimaki oraz krewetki. Zgładziła dwa nassariusy oraz dwie krewetki czyszczące. Brała towarzystwo w paszcze i uderzała o skały. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Chrysus we wcześniejszym zbiorniku nigdy nie sprawiał mi takich problemów wychowawczych.
Na tą chwilę to wszystko. Gdy sytuacja całkowicie się ustabilizuje będę kontynuował obsadzanie zbiornika koralami. Poniżej aktualny filmik (ryby spłoszone, a korale pokurczone bo pierwszy raz od dwóch tygodni ujrzały chwilę wcześniej białe światło włączone w celu nagrania filmiku).

 

brawos

brawos

Dawno nie było wpisu więc pora na małą aktualizację. Właśnie kończę dwutygodniową batalię (wygraną) z prawdziwym dino. Przerabiam ten sam scenariusz ponownie w kolejnym baniaku. Zawsze jest ten sam schemat: nowy czysty zbiornik z suchą skałą, dodanie kilku ryb, lekkie karmienie wygłodniałych korali z uwagi na zerowe nutrienty i nagle wybuch. Ktoś kto ma dużo cierpliwości i potrafi najpierw w pełni zarybić zbiornik przy gołych skałach straszących przez kilka tygodni czy nawet miesięcy robi lepiej niż napaleńcy wrzucający wszystko na raz. Zaczątki dino widać już było na wcześniejszych filmikach. Dwa tygodnie temu wybuchło praktycznie z dnia na dzień. Ja niestety należę do tej drugiej grupy. Codzienne szorowanie skały niewiele dawało - po spokojnej nocy i czystej skale, kolejnego dnia znowu to samo czyli zwiększający się w miarę świecenia rudy kożuch z bąblami oblepiający wszystko na czele z koralami. Sztuczne dozowanie NaNO3 oraz PO4 zamiast pomagać jeszcze pogarszało sytuację. Postanowiłem więc podejść do tematu bardziej kompleksowo i po dwóch tygodniach po dino pozostały już tylko pojedyncze gluty, które i tak wychodzą dopiero późnym popołudniem więc mają niewiele czasu na rozrost przed zgaszeniem światła. Nie stosowałem żadnej chemii, wody utlenionej etc. bo byłaby to tylko chwilowa walka ze skutkami, a chciałem przede wszystkim wyeliminować przyczynę. Poniżej podaję, co zrobiłem i co pomogło zwalczyć tą prawdziwą plagę, która na szczęście wykosiła mi tylko dwa korale, co ciekawe te bardziej odporne czyli seriatoporę hystrix i caliendrum. Wszystkie inne włącznie z 8 acrami oraz lpsami oprały się zagładzie. Padł jeszcze tylko jeden nassarius.
Jak wiadomo dino często pojawia się przy wyzerowanych nutrientach oraz jednocześnym ładowaniu do baniaka dużych ilości pokarmu w sytuacji, gdy nie jest on jeszcze w stanie takiego ładunku ogarnąć i przerobić. Tak też było u mnie kolejny już raz. Wprowadziłem następujące zmiany:

1. Wyciąłem z sumpa cały przedział filtracyjny z koszykami, skarpetami i watą, a w to miejsce zainstalowałem filtr Clarisea 5000. Szorując dzień w dzień skałę oraz przedmuchując ją z dino zauważyłem, że zarówno zwykła wata z sery, jak i owata, którą stosowałem ma stosunkowo małą wydajność, trzeba ją co chwilę wymieniać, a przy wyciąganiu z koszyka i wyciskaniu z niej wody, większość tego brązowego bigosu wraca do obiegu razem z wodą. Filtr Clarisea, a zwykła, manualna filtracja "waciana"  to niebo a ziemia. Clarisea zbiera cały ten syf, który wracał przy wyciskaniu waty z powrotem do systemu. O wygodzie i uwolnieniu się od często dwukrotnego wymieniania waty w trakcie dnia nie wspomnę.
2. Ograniczyłem czas świecenia do 8 godzin, jednocześnie czasowo rezygnując z wszystkich kanałów poza aktyniką, uv oraz obydwoma niebieskimi.
3.  W związku z tym, iż trzeba było dźwignąć nieco nutrienty by opanować sytuację, a jednocześnie ich sztuczne dozowanie działało na zasadzie dolewania oliwy do ognia postanowiłem podejść do tego trochę inaczej i dorybiłem w dwie doby zbiornik do docelowej obsady. Obcenie jest więc 15 ryb: dwa pokolce (malutki strigosus oraz nieco większy żółtek wpuszczane razem by mały nie został wykoszony - powiodło się i stanowią już zgrany duet), 5 anthiasów, 2 nemo, pterapogon, elacatinus oceanops, maiacanthus grammistes, chrysus, magnifica, chromis. Po raz kolejny obserwuję, że inaczej (w sensie, że w sposób bardziej łagodny) działa "brudzenie" zbiornika przez żywą obsadę niż sztuczne dolewanie NO3 i PO4. Obecnie NO3 wynosi ok. 0,5 ppm, a PO4 0,015. Dino nie reaguje na to (w sumie to reaguje, tylko właśnie w ten pożądany sposób czyli odwrót), jak przy sztucznym dozowaniu.
4. Na wszelki wypadek ryby karmię tymczasowo płukanymi mrożonkami, zaprzestałem też na jakiś czas karmienia korali.
5. Ograniczyłem fotoperiod w refugium z 16 do 8 godzin. Glony nie przyrastają już w tak szybkim tempie przez co nie zerują całkowicie nutrientów.
6. Stopniowo podniosłem kH do 8,5 (obecnie wróciłem już do 7,5).
7. Poprawiłem cyrkulację poprzez inne ustawienie pomp oraz dołożenie 3 pompy tuż przy podłożu z tyłu za skałami.
8. Przez cały ten dwutygodniowy okres odsysałem pod koniec dnia dino ze skał oraz dodatkowo przedmuchiwałem je oraz podłoże, tak by przed nocą, a więc ciężkimi godzinami dla dino jak najbardziej utrudnić mu możliwość przetrwania do rana "w zdrowiu". Dodatkowo monitorowałem też tylną szybę zbiornika.

Tak jak wcześniej pisałem obyło się bez chemii, zaciemniania akwa i tym podobnych manewrów. Jutro już chyba dam spokój z przedmuchiwaniem skały. Walka na chwilę obecną w 90% wygrana.

Z innych spraw jakie się wydarzyły to wymiana chrysusa na grzeczniejszy model. Pierwsza sztuka uśmierciła (dla sportu) ślimaki oraz krewetki. Zgładziła dwa nassariusy oraz dwie krewetki czyszczące. Brała towarzystwo w paszcze i uderzała o skały. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Chrysus we wcześniejszym zbiorniku nigdy nie sprawiał mi takich problemów wychowawczych.
Na tą chwilę to wszystko. Gdy sytuacja całkowicie się ustabilizuje będę kontynuował obsadzanie zbiornika koralami. Poniżej aktualny filmik (ryby spłoszone, a korale pokurczone bo pierwszy raz od dwóch tygodni ujrzały chwilę wcześniej białe światło włączone w celu nagrania filmiku).

 

brawos

brawos

Dawno nie było wpisu więc pora na małą aktualizację. Właśnie kończę dwutygodniową batalię (wygraną) z prawdziwym dino. Przerabiam ten sam scenariusz ponownie w kolejnym baniaku. Zawsze jest ten sam schemat: nowy czysty zbiornik z suchą skałą, dodanie kilku ryb, lekkie karmienie wygłodniałych korali z uwagi na zerowe nutrienty i nagle wybuch. Ktoś kto ma dużo cierpliwości i potrafi najpierw w pełni zarybić zbiornik przy gołych skałach straszących przez kilka tygodni czy nawet miesięcy robi lepiej niż napaleńcy wrzucający wszystko na raz. Zaczątki dino widać już było na wcześniejszych filmikach. Dwa tygodnie temu wybuchło praktycznie z dnia na dzień. Codzienne szorowanie skały niewiele dawało - po spokojnej nocy i czystej skale, kolejnego dnia znowu to samo czyli zwiększający się w miarę świecenia rudy kożuch z bąblami oblepiający wszystko na czele z koralami. Sztuczne dozowanie NaNO3 oraz PO4 zamiast pomagać jeszcze pogarszało sytuację. Postanowiłem więc podejść do tematu bardziej kompleksowo i po dwóch tygodniach po dino pozostały już tylko pojedyncze gluty, które i tak wychodzą dopiero późnym popołudniem więc mają niewiele czasu na rozrost przed zgaszeniem światła. Nie stosowałem żadnej chemii, wody utlenionej etc. bo byłaby to tylko chwilowa walka ze skutkami, a chciałem przede wszystkim wyeliminować przyczynę. Poniżej podaję, co zrobiłem i co pomogło zwalczyć tą prawdziwą plagę, która na szczęście wykosiła mi tylko dwa korale, co ciekawe te bardziej odporne czyli seriatoporę hystrix i caliendrum. Wszystkie inne włącznie z 8 acrami oraz lpsami oprały się zagładzie. Padł jeszcze tylko jeden nassarius.
Jak wiadomo dino często pojawia się przy wyzerowanych nutrientach oraz jednocześnym ładowaniu do baniaka dużych ilości pokarmu w sytuacji, gdy nie jest on jeszcze w stanie takiego ładunku ogarnąć i przerobić. Tak też było u mnie kolejny już raz. Wprowadziłem następujące zmiany:

1. Wyciąłem z sumpa cały przedział filtracyjny z koszykami, skarpetami i watą, a w to miejsce zainstalowałem filtr Clarisea 5000. Szorując dzień w dzień skałę oraz przedmuchując ją z dino zauważyłem, że zarówno zwykła wata z sery, jak i owata, którą stosowałem ma stosunkowo małą wydajność, trzeba ją co chwilę wymieniać, a przy wyciąganiu z koszyka i wyciskaniu z niej wody, większość tego brązowego bigosu wraca do obiegu razem z wodą. Filtr Clarisea, a zwykła, manualna filtracja "waciana"  to niebo a ziemia. Clarisea zbiera cały ten syf, który wracał przy wyciskaniu waty z powrotem do systemu. O wygodzie i uwolnieniu się od często dwukrotnego wymieniania waty w trakcie dnia nie wspomnę.
2. Ograniczyłem czas świecenia do 8 godzin, jednocześnie czasowo rezygnując z wszystkich kanałów poza aktyniką, uv oraz obydwoma niebieskimi.
3.  W związku z tym, iż trzeba było dźwignąć nieco nutrienty by opanować sytuację, a jednocześnie ich sztuczne dozowanie działało na zasadzie dolewania oliwy do ognia postanowiłem podejść do tego trochę inaczej i dorybiłem w dwie doby zbiornik do docelowej obsady. Obcenie jest więc 15 ryb: dwa pokolce (malutki strigosus oraz nieco większy żółtek wpuszczane razem by mały nie został wykoszony - powiodło się i stanowią już zgrany duet), 5 anthiasów, 2 nemo, pterapogon, elacatinus oceanops, maiacanthus grammistes, chrysus, magnifica, chromis. Po raz kolejny obserwuję, że inaczej (w sensie, że w sposób bardziej łagodny) działa "brudzenie" zbiornika przez żywą obsadę niż sztuczne dolewanie NO3 i PO4. Obecnie NO3 wynosi ok. 0,5 ppm, a PO4 0,015. Dino nie reaguje na to (w sumie to reaguje, tylko właśnie w ten pożądany sposób czyli odwrót), jak przy sztucznym dozowaniu.
4. Na wszelki wypadek ryby karmię tymczasowo płukanymi mrożonkami, zaprzestałem też na jakiś czas karmienia korali.
5. Ograniczyłem fotoperiod w refugium z 16 do 8 godzin. Glony nie przyrastają już w tak szybkim tempie przez co nie zerują całkowicie nutrientów.
6. Stopniowo podniosłem kH do 8,5 (obecnie wróciłem już do 7,5).
7. Poprawiłem cyrkulację poprzez inne ustawienie pomp oraz dołożenie 3 pompy tuż przy podłożu z tyłu za skałami.
8. Przez cały ten dwutygodniowy okres odsysałem pod koniec dnia dino ze skał oraz dodatkowo przedmuchiwałem je oraz podłoże, tak by przed nocą, a więc ciężkimi godzinami dla dino jak najbardziej utrudnić mu możliwość przetrwania do rana "w zdrowiu". Dodatkowo monitorowałem też tylną szybę zbiornika.

Tak jak wcześniej pisałem obyło się bez chemii, zaciemniania akwa i tym podobnych manewrów. Jutro już chyba dam spokój z przedmuchiwaniem skały. Walka na chwilę obecną w 90% wygrana.

Z innych spraw jakie się wydarzyły to wymiana chrysusa na grzeczniejszy model. Pierwsza sztuka uśmierciła (dla sportu) ślimaki oraz krewetki. Zgładziła dwa nassariusy oraz dwie krewetki czyszczące. Brała towarzystwo w paszcze i uderzała o skały. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Chrysus we wcześniejszym zbiorniku nigdy nie sprawiał mi takich problemów wychowawczych.
Na tą chwilę to wszystko. Gdy sytuacja całkowicie się ustabilizuje będę kontynuował obsadzanie zbiornika koralami. Poniżej aktualny filmik (ryby spłoszone, a korale pokurczone bo pierwszy raz od dwóch tygodni ujrzały chwilę wcześniej białe światło włączone w celu nagrania filmiku).

 

brawos

brawos

Dawno nie było wpisu więc pora na małą aktualizację. Właśnie kończę dwutygodniową batalię (wygraną) z prawdziwym dino. Przerabiam ten sam scenariusz ponownie w kolejnym baniaku. Zawsze jest ten sam schemat: nowy czysty zbiornik z suchą skałą, dodanie kilku ryb, lekkie karmienie wygłodniałych korali z uwagi na zerowe nutrienty i nagle wybuch. Ktoś kto ma dużo cierpliwości i potrafi najpierw w pełni zarybić zbiornik przy gołych skałach straszących przez kilka tygodni czy nawet miesięcy robi lepiej niż napaleńcy wrzucający wszystko na raz. Zaczątki dino widać już było na wcześniejszych filmikach. Dwa tygodnie temu wybuchło praktycznie z dnia na dzień. Codzienne szorowanie skały niewiele dawało - po spokojnej nocy i czystej skale, kolejnego dnia znowu to samo czyli zwiększający się w miarę świecenia rudy kożuch z bąblami oblepiający wszystko na czele z koralami. Sztuczne dozowanie NaNO3 oraz PO4 zamiast pomagać jeszcze pogarszało sytuację. Postanowiłem więc podejść do tematu bardziej kompleksowo i po dwóch tygodniach po dino pozostały już tylko pojedyncze gluty, które i tak wychodzą dopiero późnym popołudniem więc mają niewiele czasu na rozrost przed zgaszeniem światła. Nie stosowałem żadnej chemii, wody utlenionej etc. bo byłaby to tylko chwilowa walka ze skutkami, a chciałem przede wszystkim wyeliminować przyczynę. Poniżej podaję, co zrobiłem i co pomogło zwalczyć tą prawdziwą plagę, która na szczęście wykosiła mi tylko dwa korale, co ciekawe te bardziej odporne czyli seriatoporę hystrix i caliendrum. Wszystkie inne włącznie z 8 acrami oraz lpsami oprały się zagładzie. Padł jeszcze tylko jeden nassarius.
Jak wiadomo dino często pojawia się przy wyzerowanych nutrientach oraz jednocześnym ładowaniu do baniaka dużych ilości pokarmu w sytuacji, gdy nie jest on jeszcze w stanie takiego ładunku ogarnąć i przerobić. Tak też było u mnie kolejny już raz. Wprowadziłem następujące zmiany:

1. Wyciąłem z sumpa cały przedział filtracyjny z koszykami, skarpetami i watą, a w to miejsce zainstalowałem filtr Clarisea 5000. Szorując dzień w dzień skałę oraz przedmuchując ją z dino zauważyłem, że zarówno zwykła wata z sery, jak i owata, którą stosowałem ma stosunkowo małą wydajność, trzeba ją co chwilę wymieniać, a przy wyciąganiu z koszyka i wyciskaniu z niej wody, większość tego brązowego bigosu wraca do obiegu razem z wodą. Filtr Clarisea, a zwykła, manualna filtracja "waciana"  to niebo a ziemia. Clarisea zbiera cały ten syf, który wracał przy wyciskaniu waty z powrotem do systemu. O wygodzie i uwolnieniu się od często dwukrotnego wymieniania waty w trakcie dnia nie wspomnę.
2. Ograniczyłem czas świecenia do 8 godzin, jednocześnie czasowo rezygnując z wszystkich kanałów poza aktyniką, uv oraz obydwoma niebieskimi.
3.  W związku z tym, iż trzeba było dźwignąć nieco nutrienty by opanować sytuację, a jednocześnie ich sztuczne dozowanie działało na zasadzie dolewania oliwy do ognia postanowiłem podejść do tego trochę inaczej i dorybiłem w dwie doby zbiornik do docelowej obsady. Obcenie jest więc 15 ryb: dwa pokolce (malutki strigosus oraz nieco większy żółtek wpuszczane razem by mały nie został wykoszony - powiodło się i stanowią już zgrany duet), 5 anthiasów, 2 nemo, pterapogon, elacatinus oceanops, maiacanthus grammistes, chrysus, magnifica, chromis. Po raz kolejny obserwuję, że inaczej (w sensie, że w sposób bardziej łagodny) działa "brudzenie" zbiornika przez żywą obsadę niż sztuczne dolewanie NO3 i PO4. Obecnie NO3 wynosi ok. 0,5 ppm, a PO4 0,015. Dino nie reaguje na to (w sumie to reaguje, tylko właśnie w ten pożądany sposób czyli odwrót), jak przy sztucznym dozowaniu.
4. Na wszelki wypadek ryby karmię tymczasowo płukanymi mrożonkami, zaprzestałem też na jakiś czas karmienia korali.
5. Ograniczyłem fotoperiod w refugium z 16 do 8 godzin. Glony nie przyrastają już w tak szybkim tempie przez co nie zerują całkowicie nutrientów.
6. Stopniowo podniosłem kH do 8,5 (obecnie wróciłem już do 7,5).

7. Poprawiłem cyrkulację poprzez inne ustawienie pomp oraz dołożenie 3 pompy tuż przy podłożu z tyłu za skałami.
8. Przez cały ten dwutygodniowy okres odsysałem pod koniec dnia dino ze skał oraz dodatkowo przedmuchiwałem je oraz podłoże, tak by przed nocą, a więc ciężkimi godzinami dla dino jak najbardziej utrudnić mu możliwość przetrwania do rana "w zdrowiu". Dodatkowo monitorowałem też tylną szybę zbiornika.

Tak jak wcześniej pisałem obyło się bez chemii, zaciemniania akwa i tym podobnych manewrów. Jutro już chyba dam spokój z przedmuchiwaniem skały. Walka na chwilę obecną w 90% wygrana.

Z innych spraw jakie się wydarzyły to wymiana chrysusa na grzeczniejszy model. Pierwsza sztuka uśmierciła (dla sportu) ślimaki oraz krewetki. Zgładziła dwa nassariusy oraz dwie krewetki czyszczące. Brała towarzystwo w paszcze i uderzała o skały. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Chrysus we wcześniejszym zbiorniku nigdy nie sprawiał mi takich problemów wychowawczych.
Na tą chwilę to wszystko. Gdy sytuacja całkowicie się ustabilizuje będę kontynuował obsadzanie zbiornika koralami. Poniżej aktualny filmik (ryby spłoszone, a korale pokurczone bo pierwszy raz od dwóch tygodni ujrzały chwilę wcześniej białe światło włączone w celu nagrania filmiku).

 

brawos

brawos

Dawno nie było wpisu więc pora na małą aktualizację. Właśnie kończę dwutygodniową batalię (wygraną) z prawdziwym dino. Przerabiam ten sam scenariusz ponownie w kolejnym baniaku. Zawsze jest ten sam schemat: nowy czysty zbiornik z suchą skałą, dodanie kilku ryb, lekkie karmienie wygłodniałych korali z uwagi na zerowe nutrienty i nagle wybuch. Ktoś kto ma dużo cierpliwości i potrafi najpierw w pełni zarybić zbiornik przy gołych skałach straszących przez kilka tygodni czy nawet miesięcy robi lepiej niż napaleńcy wrzucający wszystko na raz. Zaczątki dino widać już było na wcześniejszych filmikach. Dwa tygodnie temu wybuchło praktycznie z dnia na dzień. Codzienne szorowanie skały niewiele dawało - po spokojnej nocy i czystej skale, kolejnego dnia znowu to samo czyli zwiększający się w miarę świecenia rudy kożuch z bąblami oblepiający wszystko na czele z koralami. Sztuczne dozowanie NaNO3 oraz PO4 zamiast pomagać jeszcze pogarszało sytuację. Postanowiłem więc podejść do tematu bardziej kompleksowo i po dwóch tygodniach po dino pozostały już tylko pojedyncze gluty, które i tak wychodzą dopiero późnym popołudniem więc mają niewiele czasu na rozrost przed zgaszeniem światła. Nie stosowałem żadnej chemii, wody utlenionej etc. bo byłaby to tylko chwilowa walka ze skutkami, a chciałem przede wszystkim wyeliminować przyczynę. Poniżej podaję, co zrobiłem i co pomogło zwalczyć tą prawdziwą plagę, która na szczęście wykosiła mi tylko dwa korale, co ciekawe te bardziej odporne czyli seriatoporę hystrix i caliendrum. Wszystkie inne włącznie z 8 acrami oraz lpsami oprały się zagładzie. Padł jeszcze tylko jeden nassarius.
Jak wiadomo dino często pojawia się przy wyzerowanych nutrientach oraz jednocześnym ładowaniu do baniaka dużych ilości pokarmu w sytuacji, gdy nie jest on jeszcze w stanie takiego ładunku ogarnąć i przerobić. Tak też było u mnie kolejny już raz. Wprowadziłem następujące zmiany:

1. Wyciąłem z sumpa cały przedział filtracyjny z koszykami, skarpetami i watą, a w to miejsce zainstalowałem filtr Clarisea 5000. Szorując dzień w dzień skałę oraz przedmuchując ją z dino zauważyłem, że zarówno zwykła wata z sery, jak i owata, którą stosowałem ma stosunkowo małą wydajność, trzeba ją co chwilę wymieniać, a przy wyciąganiu z koszyka i wyciskaniu z niej wody, większość tego brązowego bigosu wraca do obiegu razem z wodą. Filtr Clarisea, a zwykła, manualna filtracja "waciana"  to niebo a ziemia. Clarisea zbiera cały ten syf, który wracał przy wyciskaniu waty z powrotem do systemu. O wygodzie i uwolnieniu się od często dwukrotnego wymieniania waty w trakcie dnia nie wspomnę.
2. Ograniczyłem czas świecenia do 8 godzin, jednocześnie czasowo rezygnując z wszystkich kanałów poza aktyniką, uv oraz obydwoma niebieskimi.
3.  W związku z tym, iż trzeba było dźwignąć nieco nutrienty by opanować sytuację, a jednocześnie ich sztuczne dozowanie działało na zasadzie dolewania oliwy do ognia postanowiłem podejść do tego trochę inaczej i dorybiłem w dwie doby zbiornik do docelowej obsady. Obcenie jest więc 15 ryb: dwa pokolce (malutki strigosus oraz nieco większy żółtek wpuszczane razem by mały nie został wykoszony - powiodło się i stanowią już zgrany duet), 5 anthiasów, 2 nemo, pterapogon, elacatinus oceanops, maiacanthus grammistes, chrysus, magnifica, chromis. Po raz kolejny obserwuję, że inaczej (w sensie, że w sposób bardziej łagodny) działa "brudzenie" zbiornika przez żywą obsadę niż sztuczne dolewanie NO3 i PO4. Obecnie NO3 wynosi ok. 0,5 ppm, a PO4 0,015. Dino nie reaguje na to (w sumie to reaguje, tylko właśnie w ten pożądany sposób czyli odwrót), jak przy sztucznym dozowaniu.
4. Na wszelki wypadek ryby karmię tymczasowo płukanymi mrożonkami, zaprzestałem też na jakiś czas karmienia korali.
5. Ograniczyłem fotoperiod w refugium z 16 do 8 godzin. Glony nie przyrastają już w tak szybkim tempie przez co nie zerują całkowicie nutrientów.
6. Stopniowo podniosłem kH do 8,5 (obecnie wróciłem już do 7,5).
7. Przez cały ten dwutygodniowy okres odsysałem pod koniec dnia dino ze skał oraz dodatkowo przedmuchiwałem je oraz podłoże, tak by przed nocą, a więc ciężkimi godzinami dla dino jak najbardziej utrudnić mu możliwość przetrwania do rana "w zdrowiu". Dodatkowo monitorowałem też tylną szybę zbiornika.

Tak jak wcześniej pisałem obyło się bez chemii, zaciemniania akwa i tym podobnych manewrów. Jutro już chyba dam spokój z przedmuchiwaniem skały. Walka na chwilę obecną w 90% wygrana.

Z innych spraw jakie się wydarzyły to wymiana chrysusa na grzeczniejszy model. Pierwsza sztuka uśmierciła (dla sportu) ślimaki oraz krewetki. Zgładziła dwa nassariusy oraz dwie krewetki czyszczące. Brała towarzystwo w paszcze i uderzała o skały. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Chrysus we wcześniejszym zbiorniku nigdy nie sprawiał mi takich problemów wychowawczych.
Na tą chwilę to wszystko. Gdy sytuacja całkowicie się ustabilizuje będę kontynuował obsadzanie zbiornika koralami. Poniżej aktualny filmik (ryby spłoszone, a korale pokurczone bo pierwszy raz od dwóch tygodni ujrzały chwilę wcześniej białe światło włączone w celu nagrania filmiku).

https://www.youtube.com/watch?v=KzJ9909G7cw&feature=youtu.be

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Wchodząc do serwisu Nano-Reef, zgadzasz się na warunki Warunki użytkowania.