W zeszłą sobote przeprowadziłam rybki do nowego domu. Z nimi poszło dość sprawnie. Najpierw wyjelam pozostale rośliny do wiader z wodą i kolejną partię piachu przeplukalam i wsypalam do nowego. Jak się woda wyklarowala zaczęłam machać siatka, aklimatyzacja w wiaderku z dolewaniem wody z nowego i potem chlup wszystko z wiadra. Poszło na dwie tury, bo rybek sporo. Potem bylo wybranie resztek piachu i łowienie pierdyliona pozostalych krewetek, niektore takie maleńkie, że ledwie było je widać. Nie dało rady odlowic wszystkiego, było ich multum, rownież w wiaderkach z pozostalym piachem. Została taka brudna breja w tym 120, bez napowietrzania przez całą noc. W niedzielę zaczęłam resztę krewetek wybierać i znalazłam... 2 maleńkie rybki, około 3-4 mm. Prawdopodobnie modrooki. Nie wiem, jakim cudem się wykluły i przeżyły, najpierw w akwarium z rybami i filtrem, a potem w tym bagnie. Postanowiłam resztę tej wody zostawić, bo moze jeszcze sie jakies ostaly. Mam teraz z 5 pojemników na podlodze, w tym beczkę 40l. We wtorek z pojemnika z krewetkami (wyłowionych z syfkiem więc nie chciałam tego lać do akwarium od razu) wylowilam dla kolegi cześć krewetek, dolałam czystej wody z wiadra z moczarka i znalazłam trzeciego malucha. Mają teraz około 2 tygodni, 5mm dlugosci i mieszkają w dwulitrowym plastikowym pojemniku z moczarka. Karmię je pokarmem dla narybku. Do pozostałych wiader też daje, może coś tam przetrwało i jest głodne To moje pierwsze rybie noworodki. Miały farta, że akurat przeprowadzkę robiłam i je znalazłam. Nie chcę myśleć, ile ich tam było faktycznie i zanim się zorientowałam, że istnieją, to cześć wody poszło w kibel