Nienawidzę spędu ludzi , knajp z sztucznym żarciem dla wakacjuszy z yngland i jermany . Tłustych spaślaków .
Majorka , plaże do których ciężko dotrzeć , idziesz godzinę , wspinasz po skałach .mało ludzi .
W powrotnej drodze zawijasz do miejscowych małych knajpek grze siedzą praktycznie tylko miejscowi i przynoszą wino z piwnicy z zasyfionych butelkach , a karta dań nie istnieje . Ot pytasz co dziś jest i czekasz na przyrządzenie godzinę - półtorej .
Oczywiście majorka to kilka światów , od sodomy i gomory , knajpy gdzie cały czas kelner stoi koło stolika i nakłada ci na talerz co skiniesz palcem po zarośnięte bluszczem chatki gdzie raczej wyglądają jak by ktoś robił niedzielnego grilla z znajomymi . Te ostatnie były niesamowicie swojskie pod względem smaków i atmosfery .