No i są straty...
Musiałem uśmiercić jedną microrasborę, zidentyfikowałem u niej plistoforozę (edit: teraz to już nie wiem, co to jest). Martwię się, że się rozniesie, ba, że już się rozniosła i zostanę bez rybek ławicowych...
No i pojawiają się zalążki glonów nitkowatych... Z paru coś zaczęło wyrastać, to je usunąłem. Poczekam na rozwój sytuacji.
Ech, trudne to hobby. Jeszcze w morskim piasek muszę usunąć, bo więcej w nim syfu niż piasku. Oczywiście musi być komplikacja - jak go usunę, to skały, które dwa lata temu (pół roku od startu) częściowo wymieniłem i które musiałem położyć na podłożu, na szybie się nie dało, osuną się na dno, pęknie szkło i katastrofa gotowa... Głupi błąd o którym zapomniałem i tyle przez niego problemów...
Mam nadzieję, że w przyszłości uda mi się założyć idealne akwarium, gdzie wszystko będzie jak należy, zgodnie z planem i z pięknym efektem. Na razie na każdym kroku udowadniam sobie, że to niemożliwe.
Za dużo marudzę . Powinienem wszystko na spokojnie przemyśleć i poczekać na rozwój sytuacji - zarówno w przypadku glonów, jak i ewentualnych chorób ryb.
Pozdrawiam
Edit: wypiszę objawy, jakie zaobserwowałem - może ktoś, kto ma/miał słodkowodne pomoże...
- wytrzeszcz oczu
- rozstąpione łuski
- zapadnięty brzuch
- skrzywiony kręgosłup
- białe plamy na grzbiecie (charakterystyczny objaw plistoforozy)
- wyblakłe kolory
Rybka nie jadła, była apatyczna, nie mniej pływała poziomo, nie stała w miejscu.
Jestem po 1: załamany perspektywą przymusowej likwidacji akwarium a po 2: wściekły jak nie wiem co na sklep, który sprzedaje chore ryby - więcej tam nie wrócę.