Nie wiem jak u Was, ale u mnie w Wigilię nastąpił cud i czerwony quadri przemówił ludzkim głosem - "jest w pytę, powinno nas być więcej" i się wziął i podzielił. Jeszcze się łudziłem, ale dwa dni później obie połówki rozpoczęły wędrówkę ludów w poszukiwaniu ziemi obiecanej. Reszta koralowego towarzystwa nie była zachwycona jak się po nich przetaczały ukwiały. Łaziły mendy dwa tygodnie i jak się już osiedliły to...gorzej nie mogły. Zielona montipora po bokach której się usadowiły już raczej nie odżyje, Samarensis która i tak nie miała lekko z miękasami też zaraz wyzionie ducha. Stylopora fluo jest zagrożona, a ponieważ połówki po osiedleniu zaczęły sobie rosnąć, to i milka może za chwilę narzekać na sąsiadów.
No i tak to się toczy, nie wiem skąd ale pojawiło się sporo małych rurówek (to akurat dobrze), aiptasia była jedna, niestety wypatrzyłem drugą (to akurat źle), no i valonia, tej to przybywa w tempie logarytmicznym. Połowa skały już jest nią porośnięta, a nawet włazi na miękasy.
Pełen luz, nic nie robię, zbiornik jest z rodzaju "dzicz", zatem przetrwają najsilniejsi.
Ryby w pełnej obsadzie, spasiona ja Pańcio.
Aha, zapomniałbym o najważniejszym. Obserwacja transformacji samicy squamipinnisa w samca jest ze wszech miar wspaniała. Walki trwały jakiś miesiąc, później 3 tygodnie z pięciu samiczek zrobiły się cztery i samiec.