-
Liczba zawartości
284 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
2
Typ zawartości
Profile
Forum
Galeria
Kalendarz
Blogi
Articles
Member Map
Sklep
Zawartość dodana przez Ritter
-
Tak sobie czytam i czytam czego to nie ma iCośtam5 względem konkurencji a co posiada i dochodzę do jednego wniosku. Jobs miał rację. Użytkowników trzeba sobie wychować. Nie jestem "wyznawcą". Jedynie analizuję to pod kątem jak następował rozwój tego projektu. A zaczęło się od Newtona, którego nawet używałem. Rewolucyjny! A jakże! Podobnie jak NeXtStep i co?! I klapa! A dlaczego? Użytkownicy nie byli gotowi. Podobnie jak jeszcze 10 lat temu na inny system jak M$ Win. Rozwój konsumenckiej technologii to nie projekt F-22 "Raptor" gdzie się pakuje wszystko to co można w danej chwili stworzyć najlepszego. Dla przeciętnego konsumenta liczy się cena, "prestiż" i użyteczność ale w rozumieniu jego subiektywnych umiejętności. Jak się przegnie z nowinkami to się przestraszy i nie będzie używał, nie kupi. Dlatego metodą kropelkową trzeba zapodawać "myślową miksturę" co by nie przegrzać nierozwiniętych umysłów a uzyskać efekt rozwoju umiejetności. Konkurencja a właściwie jeden konkurent Samsung gdyby rzucił dzisiejsze telefony 10 lat temu na rynek bez całej ferii usług dodatkowych poległby z kretesem. Tak na marginesie jaka to różnica gdy zamiast jednego potentata jest dwóch?! Nie liczę Nokii z MSWin7,8,... bo to kabaret a nie konkurencja dla pozostałych czyli firma prowadzona w duchu europejskim. Skoro powstał rynek, do którego jedynie drzwiami jest iCośtam, systemy oparte o Androida ze sklepem Google a teraz Amazon ze swym czytnikiem to traktujmy te urządzenia jako "drzwi do sklepów" i nic więcej. A telefon...? telefon jest tak naprawdę na marginesie całej tej zabawy.
-
Odpieniacz także jest całkiem niezłym miejcem dozowania ozonu. Podajemy tyle by zużywał się w całości w odpieniaczu. Po odpieniaczu jest filtr węglowy. Dalej w panelu/sumpie nie powinno być już ozonu. Biokulki to nie jest takie trywialne roziązanie dla złoża bakterii. Jeśli dasz w stosunkowo wolnym przepływie biokulki o dużej powierzchni i finezyjnych kształtach to po pewnym czasie nie tylko osadzą się na nich bakterie ale i osiądą białka. Nawet jeśli złoże jest po odpieniaczu. A białka w takim stanie zaczną się rozkładać i złoże zamiast poprawić pogorszy parametry wody. Z podobnego powodu nie stosuje się w akwarium morskim gąbek jako filtrów. Jeśli biokulki mają niezbyt rozwiniętą prostą powierzchnię a przepływ jest znaczny to "farfocle" powinny się odeń odrywać i w procesie dalszej filtracji być wyłapywane. Jak użyjesz ozonu w umiarkowanych dawkach to przede wszystkim "wypalisz" proteiny. Czyli zysk jest taki, że złoże nie otrzyma lepkiej mazi. To samo tyczy się żywej skały w zbiorniku. Sam oceń, która korzyść jest większa? Z ozonem jest jak z kalkmikserem i wodą wapienną. Jak byś podał całą dobową dawkę to także i to równie gwałtownie wyniszczyłbyś życie w zbiorniku. Jak widać wszystko opiera się o stosowne powolne dawkowanie we właściwym miejscu obiegu.
-
Sledzik-wawa to nie tak. Nie ścigamy się, przynajmniej w moim skromnym przekonaniu, na to kto ma wyższy Redox lecz na to kto w dłuższym okresie utrzymuje stałe parametry i to nie tylko tego parametru. Jak zbiornik sam z siebie ma potencjał 380mV i wszystko w nim "kwitnie" to niech tak będzie.
-
Sump czy panel to dobre miejsce na sondy. Najlepiej za odpieniaczem by nie lepiły się do membran białka. Trzeba zadbać też o to by w wodzie nie było pęcherzyków powietrza. Ścianka przed komorą pompy to niezłe miejsce na sondy i to nie tylko ORP.
-
Zastosowałem Atman AT-304 w panelu. Praca bez zarzutu.
-
Staram się i ćwiczę umiejętność pisania niehermetycznym językiem. Aż się zdziwiłem, że nie nadeszła fala krytyki za błędy i wypaczenia . Obecnie nie mam strzykwy a jak wszyscy wiedzą "strzykwa to świnia" . Nie mniej skoro ozonator jest a mnie nie ma w domu to nic się nie stanie gdy "wypali jakiegoś trupka". Ozonator nie jest powodem do wstydu lecz umiejętnego stosowania. Skoro w USA, gdzie doświadczenia z akwarystyką morską są znacznie większe jak u nas, stosuje się instalacje ozonujące jako tanią i prostą technologię zachowania zbiornika w dobrej kondycji to zapewne i w Europie można, dopóki i tego nie zakażą. Tester dziękuję (plus) za artykuł choć nie zawsze się z nim zgodzę np. ...Many German hobbyists tend to run their tanks at slightly higher levels than the ones suggested here: often around 430-450 mv. This is still in the safe range, but on the high side of it. They report that it greatly reduces the annoyance of micro-algae. ... Redoks w granicach 430...450mV wytrzymuje bez większych problemów skrzydlica ubrana w Pickelhaube... To takie niemieckie . A poważniej jazda powyżej 360...380mV nie jest wskazana choćby dlatego, że nasz filtr węglowy za odpieniaczem ma także "ograniczoną wytrzymałość" na wychwytywanie ozonu. Zbyt natarczywe dozowanie skończy cię tym, że ozon dostanie się dalej i w zbyt dużej dawce jakbyśmy chcieli. Odpieniacz także nie łyknie nieograniczonej dawki ozonu i zacznie przepuszczać wierzchem. Będę zawsze doradzał nieznaczne i długotrwałe np. dwu tygodniowe cykliczne powiększanie dawki podawanego ozonu aż do momentu kiedy uznamy, że starczy oczywiścnie nie przekraczając wyznaczonych progów i zdrowego rozsądku. Dla jasności napiszę wprost. Podnosimy dawkę i przez dwa tygodnie ją trzymamy na niezmienionym poziomie. No chyba, że zaczną dziać się złe rzeczy! Kolejna wartość i kolejne dwa tygodnie. Ma to też takie uzasadnienie, że nie powinno się gwałtownie zwiększać potencjału redox. Zbiornik powinien mieć czas na przyzwyczajenie się do ozonatora. Nie pamiętam konkretnych ograniczeń co do szybkości narastania potencjału redox w czasie podawania ozonu jakie wpisałem do sterownika a napewno wpisywałem. Nie mniej tutaj też warto zachować zdrowy rozsądek.
-
Jak sama nazwa mówi ORP to względny potencjał oksydacyjny. Przy czym określenie potencjał odnosi się nie tyle do napięcia, które mierzy elektroda redox co zdolności zawartości wody morskiej do utleniania. Im wyższa wartość potencjału Redox tym woda zawiera więcej jonów utleniających, zwykle około +320mV. W złożu denitryfikacyjnym potencjał jest ujemny rzędu -120mV...-240mV. Wartości mniej jak -240mV wskazuje na możliwość powstawania siarkowodoru a to bardzo nieprzyjemne warunki do życia dla typowych organizmów. Czyli czym Redox bliżej wartości 0 tym woda staje się mniej przyjaznym dla życia. Do obniżania się potencjału Redox będą przyczyniały się wszelkie substancje podatne na utlenianie. Dla przykładu "żarcie", które dozujemy naszym podopiecznym. Tu też można wyznaczyć ile tlenu będzie potrzeba do dokonania redukcji choć w przeciwieństwie do zwykłego pączka nikt nie zamieszcza informacji na opakowaniu. Przynajmniej ja tego nie zauważyłem. Dla przykładu skąd się bierze 300kcal dla zwykłego pączka? Wkłada się go do rury, do której tłoczy się tlen. Następnie inicjuje zapłon. Lukier płonie jako pierwszy . Mierząc ilość ciepła wytworzoną w czasie spalenia można określić kaloryczność pączka. Można też policzyć ile tlenu zużyto do spalenia. W przypadku akwarium środowisko jest nieco inne - woda. Nie mniej "napędzane" jest w ten sam sposób na zasadzie utleniania. Jeśli zapodamy "fluidowego pączka" w czasie karmienia naszym ulubieńcom to będzie potrzeba określonej ilości tlenu by go spalić. Część tego spalą ulubieńcy ale część będzie błąkała się bez sensu, w postaci "fluidu" lub tego co z niego zostało po przejściu przez przewód pokarmowy zwierzaków, po akwarium starając się jak tylko może nieco się zredukować. Taka przypadłość natury, że dąży do równowagi. No i teraz my wkraczamy z odpieniaczem. Ten poręczny sprzęt będzie w stanie usunąć gro niepożądanych substancji ale nie wszystkie. Na dodatek będzie to robił ślamazarnie w obliczu "góry fluidu". Aby podnieść wydajność usuwania szkodliwych substancji zanim same z siebie podejmą trud redukcji można zastosować większy odpieniacz. Problem w tym, że to spory sprzęt a i przełączanie mały/duży odpieniacz też nie byłoby proste. Można to rozwiązać w inny sposób. Dodając ozonu czyli wysoce reaktywnych cząsteczek tlenu. Po "uczcie" w akwarium wypalamy za pomocą O3+ to co nie zostało zjedzone wpływając jednocześnie na pulę grup wodorotlenowych OH-. Stąd pewna korelacja po między pH i Redox. Z powyższego wynika, że jest możliwe nieużywanie ozonatora pod warunkiem posiadania wydajnego odpieniacza lub "nie zasypywania akwarium toną fluidu" bądź posiadania akwarium o dużym potencjale buforowym - wielgaśnego zbiornika z tonami wody, który "łyknie" każdego umarlaka. Podmiany wody też nie możemy przecenić. Nie mam doświadczenia z bardzo wysublimowanymi i chimerycznymi mieszkańcami akwarium dlatego o celowości stosowania ozonatora w tych przypadkach lepiej niech wypowiedzą się Koledzy z doświadczeniem. Ozon ma też bardziej mroczną stronę. Pominę tutaj przypadek przedawkowania. Mam raczej na myśli usuwanie pierwiastków śladowych. Nie można tego jednak uniknąć. Skoro odpieniacz ma "włączone turbo" to są tego efekty. Zwykły przewymiarowany odpieniacz też będzie uprawiał ten proceder i to bez ozonu. Dlatego praktycznym jest suplementowanie przy wyłączonym ozonatorze. Pierwiastki śladowe i tak są na tyle reaktywne, że znajdą sobie kogoś do pary w krótkim czasie a jak nie są to ozon będzie miał ograniczone pole do działania w ich przypadku. Za to włączenie ozonatora po karmieniu czy biologicznej katastrofie np. padnięciu zwierzaka jest wskazane. Przynamniej w mojej ocenie. Wszelkie uproszczenia są celowe i wynikają ze złej woli autora .
-
W pełni zgadzam się z tym co napisałeś. Właśnie dlatego przedstawiłem metodę, która daje możliwość automatycznie wyłączyć generator ozonu w przypadku awarii czy zużycia elementów instalacji od strony szafki a nie akwarium - Redox. Zadziwiające jest to, że użytkownicy instalacji ozonującej zwykli bardziej dbać o mieszkańców akwarium (elektroda redox) jak domu... Ale to opowieść na nieco inną "bajkę" i powód do osobistego rachunku sumienia. Jestem zwolennikiem stosowania ozonu w małych dawkach rozłożonych w czasie do podczyszczania a nie czyszcznia wody. Wkład węglowy o ile jest aktywny/sprawny radzi sobie z ozonem, który wydostałby się z komory odpieniacza do obiegu. Nic więcej nie możemy zrobić i tyle. Jeśli nas nie ma a zbiornik jest dosyć mocno obciążony biologicznie to i tak wydaje się najlepszym kompromisem pomiędzy tym co chcemy a możemy. W naturalny sposob nie unikniemy też zanieczyszczeń dostających się do akwarium np. wraz z "miejskim" powietrzem przez odpieniacz. Dlatego Błazenki i nie tylko będą musiały sobie poradzić i co ważne radzą sobie.
-
Czujnik to MQ-131 tani i skuteczny. Stosowany w aplikacjach "domowych" i przemysłowych. Poniżej link do karty katalogowej a na jej końcu nawet prosty schemat aplikacji. Taki do szafki by samemu się nie truć jak ozon np. zniszczy rurkę silikonową itp. : http://www.datasheet...-datasheet.html "Słuszna dawka" jest różna w zależności od obciążenia biologicznego danego zbiornika. Ważne jest, że nie jest zerowa! Aby nie było "lekko" kolejne proste doświadczenie do przeprowadzenia we własnym zakresie. Skoro masz złudzenia co do szybkości działania ozonu wystarczy wyhodować Pantofelki (Paramecium caudatum). Następnie wlej żywą zawiesinę do kolumny szklanej. Potem jeszcze rurka z ozonatora na dno. Nawet bez kamienia napowietrzającego i będziesz mógł "podziwiać" zagładę ze stoperem w ręku. Gdyby ozon nie był wysoce reaktywny to wkładanie filtra węglowego za odpieniacz lub reaktor ozonowy nie miałoby sensu. Ozon w sposób niezauważony przedostałby się dalej w obiegu. Ozon na wyskokości 30km znajduje się w innych warunkach fizycznych jak na poziomie morza. Myślę, że mieszasz byty i to w sposób zupełnie nieuprawniony. Zastanów się także w jaki sposób ozon jest "odnawiany" w warstwie ozonowej? Dodam, że ma to związek z falą o długości 185nm. Tą mało wydajną metodą (lampa wyładowcza) produkuje się ozon na potrzeby sterylizacji. A dziurę ozonową wykryto z bardzo prozaicznego powodu. Nauczono się mierzyć ilość ozonu w górnych warstwach atmosfery. Potem naukowcy wszczęli alarm, nie z powodu zagrożenia, lecz grantów na niekończące się badania. Paru niedouczonych idiotów, którzy jedynie mogli zostać politykami postanowiło "sprzedać" pomysł na autopromocję nie mniej głupim wyborcom no i się zaczęło...
-
No i wreszcie jakaś porządna "ro***erducha"... . Przeprowadźmy małe doświadczenie. Wszyscy, którzy mają regulowany generator ozonu i odpieniacz oraz czujnik ozonu w powietrzu mogą się przekonać czy to prawda czy nie co napiszę dalej. Odpieniacz nie po to ma zwężkę Venturiego, pompę z wirnikiem igiełkowym lub mesh, downdraft z iglicą i wielkaśną pompą a nawet prostą i brutalną w swojej prostocie kostkę lipową by wyciągnąć kasę od posiadacza "solniczki". W odpieniaczu nie kotłują się mikropęcherzyki by posiadacz takowego wpatrywał się weń niczym kot w pralke wirnikową. Dodam, że proces pienienia jest również obojętny dla kota. Cała ta zabawa z pienieniem wynika z przeświadczenia graniczącego z pewnością, że pęcherzyki powietrza "poprzyklejają" się do zanieczyszczeń i te przetransportują do kubka. Ruch pęcherzyków od powstania w wymienionych wyżej finezyjnych urządzeniach, do epilogu w kubku trwa kilka, kilkanaście sekund. W zależności od choćby wysokości kolumny odpieniacza. Teraz gdy podamy ozon w miejsce powietrza to pęcherzyki takowego będą poruszały się również kilka kilkanaście sekund w kolumnie. Skoro i to jest zrobione czas pobawić się pokrętłem wydajności ozonatora. No i kręcimy tak by czujnik umieszczony nad kolumną odpieniacza wykazał niemierzalną dla siebie wartość czyli zero. Teraz spoglądamy na pokrętło wydajności i co widzimy?! Wydajność nie jest zerowa! Jest jakaś całkiem całkiem. Jeśli ozon byłby tak mało reaktywny, w przeciągu sekund, z wodą akwarium morskiego to przeleciałby przezeń "niczym g... przez gęś" nie zawracając sobie głowy reakcją utleniania a jedynie będąc transporterem nieczystości do kubka niczym powietrze. Dodam, że podobnie jak w przypadku ozonu tak w przypadku powietrza można obliczyć z dużą dokładnością ile czasu pęcherzyki statystycznie znajdują się w kolumnie odpieniacza czyli ile powietrze "żyje jako pęcherzyki". To samo dotyczy ozonu. Skoro więc przy niezerowy dawkowaniu mamy zero na czujniku to oznacza, że coś się musiało po drodze stać. Obstawiam, że doszło do reakcji. Przedstawiony wykres jest tylko wykresem niekoniecznie odnoszącym się do zjawiska, które ma opisywać. Tak poddaję pod wątpliwość owy wykres! Nie zgadza się z opisanym wyżej doświadczeniem! Właśnie za to uwielbiam fizykę... .Zero finezji! Tępa siła doświadczenia .
-
Trochę zawile to opisałeś. Jak rozumiem na "gwiazdkach" gdzie są nalutowane diody masz 55...65oC, a na płycie bazowej, do której są przykręcone "gwiazdki" 35...46oC? Jeśli tak jest jak napisałem to nie jest źle. Choć różnica 20C na złączu jest spora . Jaką dałeś i czy dałeś pastę termoprzewodzącą po między "gwiazdki" a płytę bazową?
-
Nie używałem certyfikowanych urządzeń pomiarowych. Właśnie dlatego użyłem 1/2" rurek by mieć podobne próbki. "Namacalnie" stwierdziłem różnicę stąd dalsze "badanie". Mi w zupełności wystarczyło, do wyrobienia poglądu, procentowe porównanie różnic w zagłębieniu ostrza, zmianie wymiarów pod wpływem ściskania i rozrywania znaną siłą. Laboratoryjne pomiary może i są ciekawe ale nie koniecznie stosują się do praktycznych rozwiązań. Zwykle służą do określenia "od góry" maksymalnych parametrów a potem i tak w inżynieryjnych zastosowaniach muszą dostać poprawkę - zapas bezpieczeństwa x2...2.5.
-
Nie wiem czy Koledzy zwróciliście uwagę na fakt, że szklarz doklejał listwy wzmacniajace po tym jak okazało się, że zalane akwarium nieco się odkształciło? Nie najlepiej to świadczy o "szkalrzu". skoro ma doświadczenie to powinien to widzieć! A jak nie ma to niech nie zawraca d... . Podzielę się swoimi spostrzeżeniami odnośnie silikonów uniwersalny vs. szkalrski/do akwariów. Pierwsza sprawa to organoleptycznie zauważyłem, że szklarski po wyschnięciu jest twarszy. Porównywałem odlewy w rurkach 1/2".Co do wytrzymałości na zrywanie podobnie. Dlatego bez względu czy w kartach katalogowych parametry będą bardzo podobne i tak wybiorę szklarski.
-
Zwykłem wszystko co robię robić solidnie w oparciu o posiadaną wiedzę. Dlatego zwykłem choćby dawać materiał o takiej wytrzymałości mechanicznej, która odpowiada wymaganiom i ani grama/E/$/zł więcej. Przedstawiłem za i przeciw obu materiałów i tyle. Dodam jedynie, że stateczniki T5 zwykle posiadają metalowe obudowy a co za tym idzie służą wewnętrznej elektronice jako odprowadzenie ciepła. PVC kiepsko je odprowadza. Dlatego przykręcenie ich do płaszczyzny aluminiowej jest dobrym pomysłem. Przykręcenie ich do PVC to błąd w sztuce gdyż nagrzewają się do temperatur bliskich uplastycznieniu PVC. Idąc tropem amortyzatora łazika marsjańskiego można przyjąć, że każde podniesienie temperatury statecznika o 10oC skraca jego żywotność dwukrotnie. To za sprawą znajdujących się wewnątrz kondensatorów elektrolitycznych. Aluminium konstrukcyjne czyli zwykle AW5083, AW6082 bardzo dobrze się obrabia zarówno plastycznie - gięcie do czego wystarczą drewniane listwy i odpowiedni promień gięcia, jak i poprzez skrawanie - brzeszczotem i pilnikiem czy gwintowania w tym blachowkrętami, nitowania,... . Wszystko do realizacji w warunkach domowych. Wytrzymałość połączenia gwintowanego/nitowanego w PVC można określić najprościej jako żałosną. Do klejenia nadaje się jedynie grube PVC by mozna było spać spokojnie. No ale oczywiście nie trzeba tego uwzględniać w projekcie...
-
Jeśli aluminium jest pasywowane lub zawieszone w bezpiecznej odległości od lustra wody to myślę, że to dobry materiał. Szczególnie pod względem odporności na uplastycznienie pod wpływem temperatury i sztywności mechanicznej w stosunku do PVC. Jednak... wiem jak wygląda sprawa porastania a właściwie nie porastania np. aluminiowych kadubów samolotów w morzu... Wszyscy "podniecają się" toksycznością metali/stopów ciężkich jakoś zapominając o tym, że lekkie też nie są takie obojętne dla środowiska. Widziałem przeżarty stelaż aluminiowy regału wykonanego z aluminium, na którym stało akwarium morskie. Nie mniej jeśli to co się skondensuje nie będzie kapać do akwarium to myślę, że aluminium będzie lepsze. Mam nad akwarium LEDy na aluminiowej belce i to się sprawdza. W przypadku T5 zapewne będzie podobnie. Szczególnie, że aluminium w przeciwieństwie do PVC ma strukturę krystaliczną (PVC to materiał amorficzny) a to oznacza, że będzie lepsze przewodzenie ciepła - chłodzenie całości łącznie ze statecznikami. Czyli mamy, w mojej ocenie, jakieś 3:1 dla aluminium.
-
O tym nie pomyślałem, ale... chyba zacznę dawać na tacę w tej intencji ! Ja i 4 panie zamknięci przez pół roku lotu w kubaturze przyczepy kempingowej... . Mogę z nimi rozmawiać "w międzyczasie" nawet o ustroju i polityce... byle nie za długo... "praca czeka" a trzeba być sumiennym .No i na Marsie też będą sprzyjające warunki do "zacieśniania znajomości". Wszak jest tam ku...sko zimno, jak już wspomniałem. A tak już bardziej serio to odpowiedź chyba już istnieje. Ludzie wystawieni na niesprzyjające obce środowisko zwykli porzucać swoje przyzwyczajenia, narodowość czy system gospodarczy na rzecz jedynego i słusznego czyli takiego gwarantującego przetrwanie. Stają się też bardziej tolerancyjni ale i religijniejsi jak również mniej obsceniczni. Czyli robią wszystko by przetrwać i nie dać się zwariować szalonym pomysłom urządzenia demokratycznie lepszego świata. Tak się działo nie tylko w czasie I Wojny Światowej w Afryce gdzie koloniści niespecjalnie garnęli się do chwytania za broń by spacyfikować zabudowania sąsiadów i ich samych. Cała ta wojna na tym terenie ograniczała się do zasady "pożyjemy-zobaczymy". Ze smutkiem trzeba przyznać, że to Europa rodzi zarówno idiotów jak i idee, w które wierzą, że da się stworzyć lepszy świat innym! Zapominają tylko zwykle dodać, że aby urzeczywistnić te "ideały wolności" połowę trzeba zakuć w kajdany, jedną trzecią przekształcić w dewiantów sobie podobnych a resztę spacyfikować w bardziej radykalny sposób. Nic więc dziwnego, że to za oceanem wystrzelono owe laboratorium na kółkach a nie w Europie. Wszak tam prawo do dążenia do szczęścia jest zapisane w konstytucji. A dla niektórych szczęściem jest budowanie robotów zaś dla innych patrzenie w gwiazdy. Tymczasem w Europie szczęście i wolność zaczyna i niestety kończy się w okolicach rozporka. A jak ktoś ciągle analizuje te okolice to raczej nie ma już czasu patrzeć w gwiazdy...
-
Podobno parcele na Marsie są hitem tego lata w Amber Gold . A na miejscu tego koleżki ze zdjęcia to tak bym ochoczo nie śmigał po powierzchni bo ten jego skafanderek jest bardzo "przewiewny" dla promieniowania kosmicznego . No i ci kolesie w osiedlu też chyba nie koniecznie dbają o zdrowie. Ale skoro są na tyle głupi by tam lecieć zamiast wysłać robota to są sobie sami winni. Również z powodu promieniowania kosmicznego. Jak bym się wybierał na Marsa to raczej zabrałbym dużo, naprawdę dużo, materiału wybuchowego tak by sobie zrobić lokum niczym górnicy w Australii. Ot choćby jak w Coober Pedy. Przy odrobinie szczęścia urobek mógłby być całkiem wartościowy. No i nie marnowałym bez sensu tyle energii na ogrzewanie. Na powierzchni jest ku...sko zimno! Jakimż trzeba być idiotą by tachać taki kawał drogi 6 ścian pomieszczenia zamiast jednej czyli włazu do tunelu! Nawet na porowatość skał znajdzie się sposób... Ale o tym wszystkim zapewne nie wie optymista, który scenerię namalował "z wyobraźni".
-
Zacznijmy od ociupinki danych o naszym dzisiejszym przeciwniku. Na powierzchni niewiele większej jak województwo mazowieckie żyje sobie ~1.3 miliona Estończyków czyli około połowa zamieszkujących Warszawę. No i udało im się skompletować drużynę która po zupełnie przeciętnej grze i tak wygrała z bandą patałachów. Trudno to nazwać "drużyną narodową" bo ona jest tak narodowa jak orzełek PZPN. Drużyną też nie jest. Oglądałem kawałek meczu i wiem jedno. Na mistrzostwa w piłce nożnej w 2014 roku to pojadą ale jako widzowie jak sobie zafundują bilety lotnicze i wejściówki. Nawet jeśli w naszej grupie byłoby San Marino, Wyspy Owcze i Andora to i tak szczytem możliwości reprezentacji PZPN, bo tak należy ją tytułować, byłaby gra w barażach. To nie jest zespół! A piłka nożna to gra drużynowa! Nie zmieni tego nawet góra pieniędzy zainwestowanych w ten jakże obecnie promowany sport. Mój trener zwykł mawiać, że to nie on wychodzi na tatami tylko my. Dlatego zwalanie winy na trenera świadczy jedynie o niedojrzałości i niczym więcej. Inna sprawa, że nikt nie poszedł walczyć jak nie miał w oczach determinacji do zwycięstwa. Bowiem trener mawiał "Brak determinacji jest jak choroba zakaźna. Lepiej żeby zdechł jeden jak ma zdechnąć cała drużyna". Wracając do dzisiejszego meczu reprezentacji PZPN to w myśl powyższej zasady trzeba by "izolować" aż 8 zawodników. Czterech mogłoby wyjść na boisko i walczyć. Podsumowując jak Koledzy postanowiliści się katować tą żenadą w oczekiwaniu na to, że wreszcie reprezentacja zacznie grać na poziomie to, moim skromnym zdaniem, długo sobie poczekacie. "Polacy nic się nie stało, naprawdę nic się nie stało..."
-
Zarówno w przypadku naszej znakomitej tenisistki jak i nie mniej znakomitych siatkarzy zadziałał efekt olimpiady. Ci bardziej rozgarnięci stwierdzili, że ten czy inny puchar nie zastąpi medalu zdobytego na olimpiadzie. Taka szansa pojawia się często raz w życiu zawodnika i tylko dureń przepuści taką okazję. Dlatego co mądrzejsi by trochę odpocząć i przygotować się odpuścili sobie cykliczne turnieje "wyrobnika" i skupili na najważniejszym celu - Medalu Olimpijskim! Bowiem jeśli go zdobędą to zawsze będą pamiętani i cytowani jako medaliści olimpijscy a nie jako zwycięzcy "turnieju wyrobnika". Ale w końcu przecież mogę się mylić... Tak czy owak "...Polacy nic się nie stało! Doprawdy nic się nie stało...!" .
-
Nie napisałem nic co mogłoby karmić teorie spiskowe. Stwierdziłem jedynie fakty. A faktem jest to, że Chińczycy, oprotestowujący wojnę w Afganistanie gdzie się tylko da, zakupili za ładnych parę miliardów za złoża miedzi. A inny przyklad. Równie mocno protestujący Niemcy co do Iraku postawili tam sieć komórkową... Taka jest rzeczywistość. A "kolesie" pomykający na patrole po pustyni za "naszą i waszą" w samochodach rolniczych Honker pogadali sobie o tym jak to natrzepią kasiory w ramach "rewanżu" za misję. No i o tych kontraktach cisza jak makiem zasiał... Co do Marsa to wcale się nie dziwię, że Curiosity pamięci dużo nie ma. Wymagania dotyczące odporności elektroniki np. na promieniowanie kosmiczne są tak drakońskie, że technologia, w której została zrobiona ma wymiar charakterystyczny jak przy stareńkich i386DX/25MHz. Zersztą po co więcej? Dane są przesyłane kiedy można i analizowane. 56 milionów kilometrów też robi swoje pod względem szybkości transmisji a Marsjanie nie są skorzy do udostępniania swojej sieci WiFi , albo taryfa jaką zaproponowali za przekaz na Ziemię nie mieściła się w budżecie NASA .
-
Jeśli chodzi o Kolumba to z tego co wiemy nic nie wiedział o odkryciach Wikingów, którzy nie tylko dotarli na Grenlandię ale jeszcze dalej na południowy zachód czyli Nową Funlandię. Wśród załogi Kolumba panowało raczej przekonanie, że spadną w nicość za horyzontem. W Afganistanie jest sporo pierwiastków, które dorównują strategicznością ropie. Nie tak dawno Chińczycy podpisali z rządem w Kabulu umowę kupna na pniu złóż miedzi na sumę kilku miliardów dolarów. Od Średniowiecza i to nawet nie jego jesieni do Europy eksportowany był "błękit lazuli" http://pl.wikipedia.org/wiki/Lazuryt. Dzięki niemu Kaplica Sykstyńska http://www.vatican.va/various/cappelle/sistina_vr/index.html (warto zerknąć i poprzesuwać widok myszką) zachowała błękit nieba w nienaruszonym stanie. A to tylko dwa przykłady tego co leży pod stopami w Afganistanie.
-
Minister Sikorski utknął umysłowo jeszcze w XXw. Dzisiaj po prostu kupuje się albo transponder na satelicie albo małego satelitę telekomunikacyjnego. Dzisiaj nie trzeba budować fabryki by jeździć samochodem. Gen.Kozieja zwykłem nie słuchać. Co to za generał co nawet kompanią nie dowodził... . Teoretycznie to ja się znam na wspinaczce nawet na Mont Everest. Ale sam z sobą bym się na nią nie wybrał. Zdrowy rozsądek nie pozwala! Wystarczy spojrzeć na harmonogram, a co za tym idzie bużet, np. projektu http://pl.wikipedia.org/wiki/MIM-104_Patriot . Na dodatek dzięki własnym niemieckim uczonym Amerykanie przynajmniej przez dwie dekady zdobywali doświadczenia w dziedzinie budowy rakiet i radarów. Dużo mniej ambitny projekt korwet ciągnie się w nieskończoność. Na "Loarę" czyli system przeciwlotniczy bliskiego zasięgu nie starczyło. Powstała tylko wersja artyleryjska a nie powstała rakietowa. No chyba, że o czymś nie wiem? Czyli będzie jak z autostradami... Wracając do wyprawy na Marsa to nie do końca było tak, że niczego nie testowano i wysłano "na żywca" misję po wgraniu kodu. Do testów najlepiej nadaje się duży bombowiec/transportowiec. Pakuje się tam lądownik i spuszcza na sporo mniejszym spadochronie. Mars ma rzadszą atmosferę. Wystarczy dobrać także rakiety o mniejszym ciągu w platformie hamującej - na Marsie jest słabsza grawitacja. No i mamy całkiem dobrze odwzorowany marsjański poligon pod względem lądowania. Co do zysków i strat to zapewne dowiemy się po latach jakie owoce przyniesie ta misja. Gdy Kolumb odbijał ze swoją wyprawą głód zjadał i tak marną ilościowo ludność Europy. Trudno orzec czy lepiej było przeznaczyć pieniądze, za które finansowano wyprawę, na cele "publiczne"?! Zasadność i powodzenie tamtej wyprawy było na tyle wysoko oceniane, że większość załóg stanowili skazańcy bo nikt nawet głodny nie chciał płynąć mimo, że zapłata, wikt i opierunek był zapewniony "w cenie biletu".
-
Kolejny przykład honoru i odwagi: http://pl.wikipedia.org/wiki/Witold_Pilecki
-
No i elegancki system zasilania... Radioizotopowy generator termoelektryczny. "Terenówka" trochę prądu ciągnie. Tak naprawdę nie ma alternatywy dla robotyki w kosmosie. Wysyłanie ludzi to kosztowna ekstrawagancja. Samo lądowanie miało także unikalny jak dotąd przebieg. Poprzednio używano poduszek w ostatniej fazie i robot lądował gdzie popadło. Teraz użyto precyzyjnej rakietowej patformy hamującej tuż przed przyziemieniem a właściwie przymarsieniem .
-
Czy warto studiować? To pytanie pojawia się co i rusz na protalach dla "zagubionych". A potem można przeczytać "Pieprzysz waszmość głodne kawałki, że natrzepiesz kasiory po informatyce. Budownictwo to potęga i basta!" albo "...czy jeśli nie jestem poskładany umysłowo to po psychologi, na którą się wybieram, będę mniej czy jeszcz bardziej nieposkładany...?". Studia to inwestycja!!! Albo się inwestuje mądrze albo przepieprza czas, siły i środki w bezsensownym działaniu. Potwierdza to artykuł przytoczony przez Autora wątku. Są przypadki gdy ludzie, którzy nie kończą studiów, nawet ich nie zaczynają dochodzą do fortun, które czasami jeszcze pomnażają a jeszcze częściej tracą w myśl zasady "Fortuna dicitur caeca". Jak spojrzymy szerzej na to co łączy owe przypadki to nie jest to kierunek studiów ani same studia. Nie jest to religia, wychowanie czy rasa. Czynniki są dwa, w moim przekonaniu, wolność ta wewnetrzna i zewnętrzna jak i wizja tego co chce się robić w życiu. Bowiem życie wymaga twórczego inwestowania. Aby jednak te inwestycje miały szansę powodzenia jeszcze jest niezbędna wolność. Dlatego raczej nie usłyszymy o niczym twórczym i wspaniałym w wykonaniu mieszkańców Korei Północnej. Z mieszkańcami Polski, śmiem twierdzić, też jest niewiele lepiej. W tym momencie warto jest odpowiedzieć sobie na pytanie czy jest się takim "przypadkiem" posiadającym tę "iskrę"? Jeśli ktoś nie posiada obu cech czyli wewnętrznej wolności i wizji tego co chce w życiu robić, a co ważniejsze co jest w imię tych dwóch pierwszych ideii poświęcić, to nie ma szans na odniesienie sukcesu przez duże S. A studiowanie dla samego studiowania w czasach gdy uczelnie, nie tylko w Polsce, po prostu wydają dyplomy za pieniadze to marnowanie życia. Odmienną tragedią, samą w sobie, jest studiowanie by przekonać się, że "to nie to" i studiowanie kolejnego siódmego kierunku w nadziei, że się "wstrzelimy" w rynek bo chyba po zmianie siedmiu kierunków trudno w ogóle mówić o jakichkolwiek zainteresowaniach? W tym czasie gdy podejmujemy siódmą "nieudaną" próbę studiowania kolejnego kierunku, dorabiając przy okazji jedynie wykładających, którym jest wszystko jedno czego uczą, nasi rówieśnicy z wizją bądź skończyli studia i twardo prą do przodu z pomysłem na życie, bądź prowadzą już ładnych parę lat interesy nie stresując się egzaminami czy kolokwiami i korzystając z uroków życia znacznie bardziej jak ci na studiach. Tymczasem studenci bez sensu i potrzeby uczą się podręczników. To cena niesamodzielnego myślenia... . Niektórzy pracując w czasie studiów, co jest kuriozum choćby w przypadku inżynierii czy medycyny, wiedzą, że studia są bez sensu w ich przypadku! Ale instynkt stadny, wtłoczone do głowy przez media i rodzinę przekonanie, że to jedyny słuszny wybór a wręcz recepta na "łatwiejsze życie", podpowiada im, że powinni trwać w nim bez względu nawet na to jak bardzo na to się nie zgadzają. A po... Jak już się uwolnią i wyjadą to wreszcie mogą żyć jak chcieli. Z dala od obłąkańczych mediów i nie mniej obłąkanej rodziny. Widziałem wystarczająco dużo takich przypadków by nie twierdzić, że to wręcz prawidłowość. Mit spokojnej egzystencji w korporacyjnym ładzie właśnie rozlatuje się, podobnie jak za oceanem, na naszych oczach. HP nie tak dawno zwolnił na całym świecie parę tysięcy "korporacyjnych niewolników". Nad Renem czy Wisłą też nie jest lepiej. Ot choćby przykład z zawsze "tłustego" rynku jakim zdawały się ubezpieczenia. PZU wywala 1000 pracowników. Na odchodne dostaną wspaniałomyślnie odprawy. Zupełnie jak parę lat temu górnicy. Efekt umiejętnego inwestowania odpraw będzie zapewne podobny i to ze wskazaniem na górników, którzy mieli jeszcze dodatkowy fach w rękach i naprawdę niczego się nie bali. Zakończenie studiów może w Polsce jest końcem edukacji. Ktoś kto myśli, że na Zachodzie dostanie ciepłą dobrą posadkę z oknem na park i będzie robił to samo do emerytury jest w błędzie. Przynajmniej w przypadku gdy ma zamiar np. pracować aktywnie jako inżynier czy lekarz. Mam znajomych, żeby nie powiedzieć przyjaciół, z dwoma doktoratami jak i tych ze skończoną szkołą zawodową i fachem w rękach. Cenię ich równie mocno. Dlatego nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie czy warto studiować? Mogę powiedzieć, że w moim przypadku było bardzo warto i to wszystko.