-
Liczba zawartości
2 619 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Galeria
Kalendarz
Blogi
Articles
Member Map
Sklep
Zawartość dodana przez Słony leszcz
-
Takie coś (przepraszam za jakość, ale ideę chyba widać). Niebieskie to strefa, gdzie by się zbierały i pękały bąbelki. Wierzch "zbiorniczka przelewowego" ma otworki, więc z jednej strony chroni przez bryzgami, a z drugiej - wypuszcza swobodnie powietrze. W zasadzie, układ podobny do odpieniacza, tylko bąbelki były by większe i mniej by ich było, żeby piana się nie "skleiła". Może na początek po prostu test "na oko"? Czyli, czy z takiej rurki da się uzyskać cyrkulację porównywalną choćby z małym cyrkulatorem "wirnikowym". Przyznam, że trochę się pogubiłem w tej wypowiedzi. Masz pompkę powietrza 3600l/h i napędzasz nią 20 kostek napowietrzających i filtrów gąbkowych, dobrze zrozumiałem? To chyba całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że aż 20 elementów napędza ta pompka. Do zasilania odpieniaczy kostkowych (np mini/midiflotor) wg specyfikacji potrzeba jest 300-400 L/h, ale tam przepływ jest mocno zdławiony przez kostkę, bo celem jest dużo małych bąbelków powietrza. W przypadku "cyrkulatora na powietrze" ciśnienie jest mniej istotne, interesuje nas tylko żeby odpowiednia objętość powietrza płynęła do rurki, czyli nadciśnienie ma jedynie przezwyciężyć hydrostatyczny napór słupa wody (wylot powietrza będzie na jakiejś tam głębokości). Ilość powietrza też wydaje mi się, że nie będzie aż tyle potrzeba, jak w odpieniaczach. A tych przeliczników na bar/h to w ogóle nie kumam o co chodzi. Pompa ma w specyfikacji podane, jakie nadciśnienie można z niej uzyskać. Jak zdławisz wylot powietrza, to uzyskasz mniejszą objętość, ale ciut większe ciśnienie. Ale to generalnie są i tak malutkie ciśnienia dla pompek membranowych, rzędu 150 mBar.
-
A czy ja nie "szanuję" innych zbiorników? Przy moim to każdy to perełka. Chłopaki, którym radziłem swego czasu, czym załadować kaskadę, teraz mają super baniaki, a mnie ledwo dojrzewanie się kończy... Co nie zmienia faktu, że zbiornik poniżej 100L, na początek przygody z morskim, to błąd moim zdaniem (popartym własnym doświadczeniem). Wiadomo, że ok:-) Po to forum, żeby wymieniać opinie:-)
-
No, amerykanie naprodukowali tego, to muszą gdzieś sprzedać. A na poważnie, to problem filtrów podżwirowych polegał na tym, że syf się w tych kratkach zbierał. "Napęd" przez pompę powietrza to akurat był najbardziej niezawodny i bezproblemowy element systemu. Inna sprawa, że taki filtr działał ok roku, więc "ciąg" tam musiał być całkiem przyzwoity.
-
Ale ja nie twierdzę, że się nie da, tylko że to niepotrzebny trud:-) Jak ktoś ma piękne 30L, to miałby jeszcze piękniejsze 130L, a kasa w zasadzie ta sama. Sory Beti, ale jak masz 660L to nie wiesz (może nie pamiętasz) co to znaczy 30, czy 40 L. Że jak byś ręki nie włożył/a, zaraz coś się rozpier....li, bąka ryba puści i już zielony osad na szybach... W każdym razie, mówię tylko za siebie, postawienie 49L zamiast chociaż 112L to była pomyłka. Może to i pierdoły, ale warto je pisać, może ktoś następny przeczyta i wyciągnie wnioski. Z perspektywy czasu i doświadczeń, "nano" jest dla ludzi, który już ogarnęli morskie w normalnym rozmiarze, nie mają problemów z panowaniem nad parametrami, plagami i ogólnie wiedzą "co w trawie piszczy". Zaczynanie od nano to jak zaczynać naukę jazdy od samochodu rajdowego, albo od oldsmobila. Sensowniej zacząć jednak od toyoty yaris. Trochę nie rozumiem tych "bólów głowy" i tym podobnych ozdobników... ale cóż, każdy ma czasem trudniejszy okres.
-
I to jest właściwy tok rozumowania:) Ja wymiękam, gapić się można na to godzinami. A najlepsze jest to, że warszawskie sklepy nie mają tego w ofercie, jedynie Konrad ratuje sytuację. Koral, który rośnie niczym, chwast, a nie ma gdzie kupić.... ot podejście do klienta. Od Konrada mam "ciemno zielone" i to jest bardzo fajne. Do tego "ultra green fluo" z acropory - to już jest odlot, szczególnie w niebieskim.
-
Już prawie miałem na Ciebie najechać, że nie wiesz co kupujesz (powszechna zmora ostatnio), ale widzę jednak, że nie jest tak źle, w końcu nazwa to tylko detal:-) Ech, ta zazdrość...
-
Spoko:-)
-
No i ok. Wódka/vsv w małych ilościach (ważne, żeby nie przesadzić, jak się nie ma odpieniacza) trochę rozkręcą Ci biologię, kiełże, wieloszczety itp. Bakterie zwiążą trochę nutrientów, zanim glony je wchłoną, a zwierzaki zjedzą bakterie. Jakby co vsv to "małpka" (200ml) wódki, kieliszek (50ml) octu, łyżeczka cukru.
-
No właśnie taki czarny strasznie... Skąd, to już się domyśliłem:-) Fajny, tylko duży rośnie
-
To Ci powiem - szok. szczęście, że u mnie nie pryskają... Co do glonów (włosowate, bardziej debresia niż bryopsis), to weź to na spokojnie. Musiało to nastąpić. Bakterie i vsv w małych ilościach. Normalnie to 1ml na 100L na początek jest dawka (w wodka methode/vsv), to tak nie więcej niż połowa tego. Ja daję 0.2ml dziennie. Bakterie daję na zmianę stability i special blend. Ze zwierzaków, to mitrax równo mlóci te glony, a do tego pocieszny stworek bardzo:-) No dobra, ostatnie zdjęcie to bryopsis. Ale nie taki diabeł straszny....
-
A co za problemy? Jaka awaria?
-
Rybcia to co to i skąd? Briareum "różowe" jednak nie powala:-( Sarco fajne. Ale widzę też, że nie posłuchałeś wszystkich i posadziłeś xenię na skale;-) Jak dla mnie, to może całe akwarium zarosnąć ( i powoli tak się dzieje u mnie:-), bo chyba nie ma wdzięczniejszego korala.
-
A mi w sklepie mówili, że oshima potrzebuje ukwiału...:-) Fajne to Twoje akwarium. Jednak muszę przyznać, że akwaria morskie poniżej 100L to nieporozumienie. No chyba że jakieś niszowe, ukwiałowe czy coś. Choćby taka skała. U Ciebie 12kg i jakby jej nie było, u mnie 5 - i praktycznie zawalone całe akwarium. Ale jak młodsza wyrośnie z pieluch...;-)
-
Odnoszę wrażenie, że nie do końca rozumiesz pomysł. "Pompa na powietrze" to po prostu kawałek rurki, do której na dole wpuszczam bąbelki powietrza, one popychają w górę wodę i robi się przepływ i wylatuje woda u góry. Dokładnie tak, jak w odpieniaczu, tylko mniej piany, bąbelki większe. Nie chodzi o wirnik napędzany sprężonym powietrzem. Takie rozwiązania są często stosowane w odmulaczach czy małych filtrach do słodkiego ("brzęczykach"), czasem stosuje się je też w zbiornikach odchodowych słonowodnych czy dla koników. A myśl moja jest taka, żeby tego typu rozwiązanie zastosować w normalnym akwarium morskim, zarówno do cyrkulacji, jak i do obiegu. A raczej zastanowić się nad sensownością takiego podejścia, czy to w ogóle może się udać. Kiedyś na pewno zrobię taki eksperyment, ale chciałem też poznać zdanie innych osób, jakieś kwestie które mi umknęły itd... Ot taka burza musgóf:-)
-
Do zasilania odpieniaczy kostkowych potrzeba ok 300-400 l/h (5-7 l/min, a najmniejsze kompresory mają wydajność od kilkudziesięciu l/min). Podejrzewam, że do takiej pompy na powietrze potrzeba by zdecydowanie mniej. No i trzeba pamiętać, że nie potrzebujemy sprężonego powietrza, więc albo mamy mniejsza "beczkę" i większe ciśnienie, albo większą beczkę i ciśnienie niższe. No ale tak jak mówię, to jedynie luźny pomysł, pewnie wiele w nim dziur. No to jest kwestia do rozwiązania waśnie, miedzy innymi:-) To wiadomo:-) Ale potem dajesz reduktor i z kążdego litra powietrza 8bar, masz 4 litry powietrza 2 bary. Mocne akwarystyczne pompki powietrza mają po 150 mbar nadciśnienia i z powodzeniem zasilają odpieniacze, filtry, odmulacze itd. Te "cyrkulatory" na powietrze ze wspomnianego artykułu też były zasilane zwykłymi pompkami akwarystycznymi. Wręcz nadmiar powietrza jest problemem. Także myślę, ciśnienie z dowolnego kompresora będzie aż nadto. Ale nie fiksujcie się na kompresorach... To jest detal, niech to będą zwykłe pompki... Pomysł kompresora to taka zupełnie poboczna myśl była.
-
No to po koleji Wg mnie z tym będzie ok. W praktycznie każdym warsztacie jakiś kompresor pracuje latami, praktycznie non stop i specjalnie nikt go nie serwisuje. Na pewno taki kompresor będzie trwalszy niż super markowe pompy dla akwarystyki;-) Pkt 1 i 3 podobno rozwiązuje wersja "czeska", która polega na tym, że zamiast wpuszczać powietrze wprost wężykiem na dole rurki, jest dużo małych otworków w dolnej części rurki, przez które jest powietrze tłoczone. Że niby wtedy bąbelki są mniejsze, przepływ bardziej równomierny, nic nie chlapie i nie bulgocze. Tak było napisane we wspomnianym artykule przynajmniej. Pkt 2. Co do wydajności, to właśnie kompletnie nie wiem, ile litrów na godzinę da się wyciągnąć. Co do ukierunkowania cyrkulacji - jaki problem zamontować na wlocie i wylocie kolanka, czy nawet lock line? A wtedy możesz sobie ustawić co dusza zapragnie. Grunt, żeby był w tym wszystkim możliwie długi pionowy kawałek rurki, który będzie napędzał przepływ. No opcja (to tylko taka opcja, nie warunek konieczny, może być też np pompa do napowietrzania oczka, albo bardzo wydajna pompa akwarystyczna) z kompresorem, to tylko z montażem w piwnicy, na balkonie itp... i to tez z jakimś dobrym wyciszeniem i nie każdy kompresor:-) Na pianę to by faktycznie trzeba było coś poradzić. Nie wyobrażam sobie, żeby te wszystkie bąbelki trafiały do akwarium. Ja to widzę jakoś tak, że na górze rurki jest zbiorniczek przelewowy, w którym bąble lecą sobie w górę, a dołem już woda bez bąbli wypływa do akwa. No z krokiem wstecz to się kompletnie nie zgadzam. Jest mnóstwo przykładów, że takie odkopanie starego pomysłu, zmodernizowanie go, daje świetne efekty. Choćby refugium i dsb - pomysły mają kilkadziesiąt lat, a stają się znów co raz bardziej popularne (tylko w nieco nowocześniejszym wydaniu). Co co filtra powietrza - sporo osób zdaje się powietrze dla odpienacza "łapie" z zewnątrz, a filtr to zwykle kawałek waty. Także bym się nie obawiał. Chociaż to nie problem, ostatecznie bierzesz samochodowy filtr kabinowy i masz super filtrację. Trwałość zaworków... pewnie jest słaba w zaworkach z plastiku akwarystycznych. Ale przecież można użyć wypasionych, super dokładnych zaworków igłowych... Niemcy tak czasem robią, tylko dla wygody dają niezależne pompy (łatwiej sterować), się to nazywa "closed loops". Super efekt, tyle że koszt większy (pompy, otwory, hydraulika) i prądu więcej zjada. Ale w zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie zrobić takie closed loop powietrzne. Czyli, otwory w ścianach, a rurka na zewnątrz akwarium. A to nie rozumiem chyba trochę. Przecież akwarium nie jest szczelnie zamknięte... No, moga być też turbiny, które są ciche, wydajne, tyle że nie uzyskasz z nich tak wysokiego ciśnienia, jak z tłokowej pompy. No ale nikt tym kół samochodowych pompował nie będzie. Jak będziesz miał 1-2 atmosfery nadciśnienia, to i tak będzie nadto i reduktor będzie potrzebny. "Moc" "obiegówki" byłaby stała, bo byłby reduktor ciśnienia. Co do falowania, taki pomysł na szybko. Coś jak wavebox, tylko szczelny, do którego cyklicznie pompujesz powietrze (które wypiera wodę) i je wypuszczasz. Wystarczy jakiś elektrozawór sterowany czasowo lub mechanicznie. I jak? Rury można zamaskować, można wręcz okryć je w konstrukcji skalnej. Tradycyjny cyrkulator też nie wygląda zbyt pięknie w akwarium. Ceny takiego sprzętu w porównaniu ze sprzętem "do morskiego" wcale nie muszą być wygórowane. Tym bardziej, że tu nie będziesz potrzebował ciśnień rzędu kilkudziesięciu MPa czy wydajności setek litrów na minutę. No ale fakt, pewnie warto by rozpoznać temat kompresorów, pomp powietrza, ich cen, parametrów itp... Falowanie fajna sprawa, a jebao czy aqua nova majątku nie kosztuje;-) Ogólnie, dzięki za odzew. Sam też nie jestem w zasadzie do końca przekonany, czy to ma szansę działać (trochę też stąd ten temat), ale chodzi mi to po głowie od dłuższego czasu. Wiadomo, że nie do każdego zbiornika by się to nadało, na las acr pewnie bez sensu, ale miękkie/LPS to już mogłaby być fajna opcja.
-
W którymś "koralu" był artykuł (niestety dość ogólnikowy) na temat wykorzystania "pompy na powietrze" w akwarium morskim jako cyrkulatory. Chodzi o klasyczne rozwianie z mini-filterków, odmulaczy itp..., czyli pionowa rurka, do której od dołu wpuszczamy bąbelki powietrza, a te "przepychają" wodę w górę i w ten sposób wymuszają przepływ. Wydaje się, że w ten sposób można by robić cyrkulatory, ale też i obieg dla mniejszego akwarium. Po co? A no: 1. Rozwiązanie bardzo proste, w którym nie ma się co popsuć. 2. Nie ma żadnych metalowych wirników, więc nic się nam nie będzie wydzielało do wody. 3. Praktycznie całkowicie bezpieczne dla każdego życia (wydaje się szczególnie atrakcyjne w układach z refugium i/lub dsb) 4. Dodatkowo bardzo poprawia wymianę gazową. 5. Można się pokusić o zasilanie całego układu z jakiegoś większego kompresora bezolejowego, wyposażonego w odpowiednio duży zbiornik, i w ten sposób mamy też rozwiązanie problemu przerw w dostawie energii elektrycznej. Oczywiście, kompresor trzeba by umieścić poza mieszkaniem, niezbędny byłby reduktor ciśnienia itp, niemniej temat jest do ogarnięcia. 6. Mając już źródło dużych ilości powietrza pod wyższym ciśnieniem, można by wrócić do idei odpieniacza "kostkowego", ale tym razem nie z kostką lipową, tylko jakimś bardziej trwałym elementem. 7. O wiele mniej kabli elektrycznych. 8. Możliwość sterowania czysto mechanicznie (zwykły zaworek regulujący ilość powietrza), w mniejszym stopniu oparty o (zawodną niestety) elektronikę. 9. Było by to coś nowego:-) Pytanie więc, czy ktokolwiek robił jakieś doświadczenia w tym kierunku? Jakich wydajności można realnie się spodziewać? Jakieś minusy?
-
Rzecz w tym, że bardzo wygórowane ceny sprzętu do morskiego są przez "markowych" producentów uzasadniane właśnie jakością materiałów, niezawodnością, kontrola jakości itd itp... Jeśli wirnik AM może szlak trafić tak samo jak jebao, to po co przepłacać? Wg mnie akurat w przypadku morskiego, gdzie ludzie czasem mają grube tysiące w zwierzakach w akwarium, niezawodność sprzętu jest właśnie kluczowa. Jedną pompę szlak trafia i jest tragedia. I co mi wtedy z tego, że mi producent nowy wirnik wyśle, jak pół akwarium padło, a drugie pół padnie lada moment? Właśnie toczy się aktualnie dyskusja, co prawda na temat gyre, ale problem wg mnie jest szerszy. Po prostu rzekoma jakość "markowego" sprzętu to już coraz częściej pieśń przeszłości jedynie. Wracając do reklamacji. Poniekąd to żadna zasługa, że uznali słuszną reklamację sprzętu na gwarancji. To raczej naganne by było, gdyby kombinowali. A że wykonanie obowiązków gwarancyjnych uznajesz za powód do chwały, świadczy jedynie o tym, jak nisko spadły standardy producentów sprzętu. Bo pewnie masz rację, że pewnie znalazł by się obecnie producent, który w analogicznej sytuacji raczej by próbował kombinować.
- 242 odpowiedzi
-
- pokrecony projekt
- szczecin
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Chwalić to by można firmę, gdyby takiej sytuacji w ogóle nie było. Poniekąd płaci się większą kasę za markowy sprzęt, żeby był on niezawodny, a nie żeby bez gadania przysyłali cześć zamienną (w taki sposób to działają sprzedawcy na alliekspres, przy jakiejkolwiek reklamacji wysyłają od razu nową sztukę, bo zwyczajnie nie opłaca im się bawić w jakieś reklamacje:-). Jeśli tak bez problemu i żadnej diagnozy od razu wysłali nowy wirnik (który swoją droga pewnie kosztuje ich grosze), może to świadczyć, że to nie pierwszy taki przypadek, tylko jakaś felerna partia. A jeśli tak, to można by oczekiwać od producenta naprawdę dbającego o swoją markę ogłoszenia z własnej inicjatywy jakiejś akcji serwisowej, zamiast po cichu wysyłać poszkodowanym nowych wirników. Pomyśl co taki pęknięty wirnik mógł oddać do wody, zanim zauważyłeś uszkodzenie. A teraz, zgadzając się na polubowne załatwienie sprawy, trochę odebrałeś sobie drogę do ewentualnych dalszych roszczeń. No i jak jeden wirnik pękł, to czy zaufasz teraz kolejnemu, że nie pęknie kiedyś (zgodnie z prawem Murphiego, będziesz akurat na urlopie) ponownie?
- 242 odpowiedzi
-
- pokrecony projekt
- szczecin
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wiesz, o acroporach to ja wiem tyle co nic, to też mądrzyć się za bardzo nie chcę. Mam jedną malutką szczepkę, która kiedyś była fioletowa (potem oczywiście zbeżowiała kompletnie) i w sumie nie wiele urosła u mnie. Ale ciekawe jest, że odkąd podniosłem temperaturę, to nawet ta szczepka zaczęła kolorek odzyskiwać, polipuje non stop i znów widać jakiś wzrost (patyczki zgrubiały, pojawiają się zalążki nowych gałązek wszędzie). Może to nie kwestia temperatury, może zbieg okoliczności, że akurat baniak wreszcie mi jako tako zaskoczył, ale takie obserwacje mam. Głownie to chodziło mi o to, że jak w jakiejś tabelce niewiadomo jak starej i skąd wziętej, na stronie sklepu, jest info, że można trzymać temperaturę od 22 stopni, to nie znaczy jeszcze, że to na pewno jest dobry pomysł tak niską temperaturę w akwarium trzymać. Ja przygodę z morskim zacząłem właśnie od wizyty w tym sklepie i "na żywo" panowie zalecali mi trzymać 25 stopni, a nie niższą. Nie mam zamiaru nikogo przekonywać do wyższości temperatur wyższych, sam eksperymentuję dopiero i patrzę, co z tego wyniknie. Ale warto wiedzieć, że są różne drogi, różne szkoły, często posiadające dość dobre uzasadnienie. Z resztą, nawet w tej tabelce jest, że średnia temperatura na rafie to 27 stopni, nie 25, ani tym bardziej nie 22.
-
A tu (http://www.ronshimek.com/salinity_temperature.html) jest napisane, że wcale nie koniecznie tak jest. Ja obecnie trzymam 27 i korale nigdy nie wyglądały lepiej. Także, szkoły są różne.
-
No oczywiście. Podpinasz do kostki 49L sumpa o pojemności 200L, wkładasz do niego wielki odpieniacz, ładujesz ceramikę, refugium urządzasz... I wszystko śmiga super, możesz wszystkim udowodnić, że da się z powodzeniem trzymać błazny w małej kosteczce. Tylko jak będziesz robił zdjęcie na dowód, to zawsze zamykaj szafkę z sumpem, żeby go nie było przypadkiem na zdjęciu widać. A tak na poważnie, to wiele rzeczy się "da", tylko po co? Po co komplikować życie sobie i rybie, upierając się na te błazny, zamiast wybrać rybki bardziej pasujące do takiej kosteczki? Co do stałości parametrów, to ma to znaczenie bardziej dla korali niż ryb. Rybom spadki NO3 nie zaszkodzą (np po podmianie), wręcz przeciwnie. Choć oczywiście, nagły wzrost NO3 to już gorzej.
-
Ankieta nt. wiedzy rodziców (antybiotykoterapia dzieci oraz szczepienia)
Słony leszcz odpowiedział AmonS → na temat → Off-Topic
Problem w tym, że teraz takie czasy, że jak masz dzieciaki i sam się nie podszkolisz, to masakra. Połowa lekarzy to nawet nie spojrzy dobrze na dzieciaka, tylko od razu przepisuje litanię leków od producenta, który na najlepsze "konferencje" wysyła. Przerabiałem już akcje typu dwa antybiotyki, które się konfliktowały (każdy miał w ulotce, żeby nie podawać go jednocześnie z tym drugim), leki sterydowe na infekcje (100% nie alergiczne) nosa/zatok (gdzie w ulotce WIELKIMI literami jest, żeby absolutnie nie podawać leku przy infekcjach)... a to tylko najgrubsze przykłady, o jakichś bezsensownych cudach nie wiadomo na co już nawet nie wspominam. Może ja się nie znam, a "lekarz" się zna i wie lepiej, ale problem w tym, że ci "lekarze" nawet nie zbadali porządnie dzieciaka, a przepisywali bardzo silne i potencjalnie niebezpieczne leki na zwykłe przeziębienia i sezonowe wirusówki. Dzięki temu, że "bawię się w medyka" moja starsza córa nie zaznała jeszcze żadnego antybiotyku, sterydów czy innego syfu - efekt taki, że najpoważniejsze choroby u niej to drobne przeziębienia "przedszkolne" objawiające się zwykle jednym dniem gorączki i "gilem" przez tydzień. Hitem (w stylu czarnego humoru niestety) była pani pediatra, która kiedyś zasunęła tekstem typu: "Był tu taki jeden Pan ostatnio i taką super maść pokazywał, to może byśmy spróbowali". Na szczęście pani pediatra odpuściła super maść i wypisała skierowanie do normalnego dermatologa (oczywiście po naleganiach). Babka nie potrafiła zdiagnozować zmiany skórnej u dziecka, ale była gotowa stosować jakąś super maść, o której nie wiedziała za wiele ponad to, że "pan" z firmy farmaceutycznej ją polecał. Także, problem jest nieco bardziej złożony niż "przemądrzali rodzice". Pewnie w jakimś stopniu to sami rodzice cześć winy za to ponoszą (oczekiwanie, że dziecko wyzdrowieje w 2 dni, żeby mogło iść do przedszkola, a rodzic mógł wrócić do swojej super ważnej pracy), ale jednak po to jest lekarz, żeby leczył pacjenta, a nie zaspokajał widzimisię nieodpowiedzialnego rodzica. Nie mówię, że wszyscy lekarze tacy są. My też znaleźliśmy w końcu takiego pediatrę, któremu ufamy (i który potrafi nas opiep...ć czasem, jeśli coś zaniedbamy) i prowadzamy do niego dzieciaki, a jak już konieczność rzuci nas w "objęcia" NFZ, to konsultujemy z nim każdy jeden lek i każdą decyzję. Problem w tym, że niestety są duże szanse trafić na lekarza, któremu zwyczajnie się nie chce poświęcić dość uwagi pacjentowi, być może jest niedouczony, być może ma swoje wątpliwe interesy z koncernami farmaceutycznymi... Co do szczepień... Tu też lekarze mają dużo za uszami. Wiadomo, krążą różne bzdury w internecie itd... Ale lekarze też nie bardzo chcą/potrafią (a powinni chcieć i potrafić) wytłumaczyć wszelkie za i przeciw związane ze szczepieniami, zarówno obowiązkowymi, jak i zalecanymi. Jak się człowiek próbuje czegoś dopytać, to w przypadku obowiązkowych zwykle "lekarz" od razu nastawia się, jakby rozmawiał z oszołomem, "trzeba i tyle, bo prawo tak każe, a jak ktoś nie szczepi to jest złym rodzicem, koniec, kropka". Co do zalecanych to też raczej próżno oczekiwać, że "lekarz" konkretnie wytłumaczy na co dokładnie jest to szczepienie, przeciwko jakim chorobom chroni, jak skuteczna jest szczepionka, jakie mogą być skutki niepożądane. Kilka ogólników typu "lepiej zaszczepić, bo nigdy nie wiadomo" i że "raczej nic złego się po tych szczepionkach nie dzieje". Swoją drogą, nasz lekarz pediatra dość konkretnie rozprawia się z tematem szczepień. Polecam lekturę tym, którzy maja wątpliwości w tym temacie: http://www.drpleskot.pl/porady-zdrowotne/144-szczepic-czy-nie-szczepic-2 PS. tam gdzie piszę "lekarz" (w cudzysłowie), mam na myśli tych pracowników służby zdrowia, którzy lekarzami być nie powinni lub przynajmniej powinni poddać się jakiejś reedukacji. Piszę tak, żeby podkreślić różnicę między takimi osobami, a prawdziwymi lekarzami z powołania, których bardzo szanuję, i którzy wcale nie są aż tak nieliczni. Oż się napisałem...:-) -
Od tego jest lampa:-) Grunt że już kręcą, bo ponoć po 36 ma być w okolicach środy. Tyle, że korale w zasadzie wolą 28 niż 23. 25 to już raczej niska temperatura. Także z grzałki bym nie rezygnował, a raczej poszukał termoregulatora do wentylatorów.
-
Daj jakąś histerezę, choćby te 0.5 stopnia, żeby nie było sytuacji, że grzałka będzie grzała, a wentylatory chłodziły, i jedyny efekt to zużycie energii i wody na dolewkę. No i bez zdjęcia się nie liczy:-)